Heh, hej. Wiele się ostatnio działo. Dlatego też zawieszam bloga na czas bliżej nieokreślony. Nie mam zbyt dużo czasu, trochę obowiązków mi się nawarstwiło. Pojawiło się kilka poważnych problemów. A może po prostu się wypaliłam w tym temacie i sama nie umiem się przyznać. No cóż, nie wiem. Może przyjdzie czas, że odwieszę bloga. A na razie bywajcie. Do zobaczenia po drugiej stronie.
~Łapa.
czwartek, 27 listopada 2014
niedziela, 31 sierpnia 2014
Nominacje, nominacje everywhere, czyli nominacja dosięgnęła i mnie
Hej, hej, helou.
Dostałam nominację od Kamana. Oto pytania:
Dostałam nominację od Kamana. Oto pytania:
1. Złapała Cię kiedyś policja? :D
Nie, nie złapała. :D
2. Myślisz, że związki homoseksualne są dobre dla społeczeństwa?
Moje zdanie jest takie: jeśli nie obnoszą się ze swoją seksualnością na około, w sensie nie siedzą na ławce i nie mizdrzą się, to ok. Wolność Tomku w swoim domku. Niech sobie będą. Oczywiście, to nie znaczy, że pary heteroseksualne mają od razu przyzwolenie na publiczne mizdrzenie się, bo i to, i to jest tak samo obleśne.
3. Pomyśl liczbę, bardzo dobrze. Dlaczego taka?
To ja myślę? :D No, niech będzie. 7. Bo lubię. :P
4. Załatwiałeś się kiedyś w miejscu publicznym?
Nope. :P
5. Już twierdzisz, że jestem mocno porąbaną?
Kamciu, kochanie, ja to wiedziałam od początku, zanim jeszcze napisałaś do mnie chociaż słowo. :P
6. Dlaczego piszesz?
Bo sprawia mi to przyjemność.
7. Masz coś na bani?
Co... Nieważne, przyjmijmy, że nie.
8. Co zabrałbyś ze sobą do Hogwartu? Jedną rzecz i dlaczego.
Zapewne różdżkę. Bo to podstawowa rzecz, dzięki której mogę prawie wszystko?
9. Dostajesz buzi od murzyna na środku ulicy. Co robisz?
Ymm... Co...? Dostaje w pysk, tak samo jak każdy inny nieznany mi mężczyzna.
10. Jak wyglądałby twój dzień w wiosce Muzułmanów?
Boże, Kamana, nie! Postaram się przeżyć. I znaleźć może wspólny język z tymi normalnymi.
11. Twój najdłuższy post?
Bo ja wiem? Chyba Poukładaj swoje życie. Chyba.
Koniec. Nie nominuję nikogo. Dziękuję, miłego wieczoru. Audycja zawierała lokowanie produktu.
~Łapa.
XXXVIII Ucieczka
Kolejna notka. Co więcej? Zapraszam do czytania. :3
Jeśli ktokolwiek to czyta, to proszę - napiszcie komentarz. Jedno słowo. Cokolwiek.
~Łapa
Syriusz chodził w te i we wte po pokoju. Nie dawało mu to spokoju. Minęły dwa dni odkąd wysłał sowę do Mil, a odpowiedzi nadal nie było. Czuł taki cholerny niepokój. Coś było nie tak. Podskoczył, kiedy usłyszał stukanie sowy w okno. No, nareszcie! Jakieś wieści. Wpuścił ptaka do środka. Jednak to nie była sowa Regulusa. Odwiązał list. Gruby i ciężki. Za wcześnie było na listę książek ze szkoły. Westchnął i otworzył kopertę. List zawierał wezwanie na rozprawę w charakterze świadka. Trochę prawniczego bełkotu. Proces miał odbyć się za tydzień. Ministerstwo nie spieszyło się z wysłaniem listu, nie ma co.
Z tego wszystkiego wynikało, że Mil ma jakieś problemy i potrzebuje pomocy, czy coś. Może chodziło o konfrontację dzieci z ojcem. Nie wiedział.Westchnął. Będzie musiał powiedzieć rodzicom.
Zszedł do pokoju gościnnego. Rodzice siedzieli na sofie i rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami. Czuł wyższość bijącą od nich. Chrząknął. Spojrzeli na niego. Na twarzy rodzicielki pojawił się grymas.
- Ojcze. Matko - usiadł przed nimi.
- Byle szybko, Regulus ma niedługo wrócić, musimy się nim zająć - powiedział ojciec. No tak, bo jego braciszek ma 2 latka i nie umie sobie tyłka podetrzeć.
- Dostałem wezwanie z Ministerstwa na rozprawę... - zaczął.
- Orionie, jak mogliśmy na to pozwolić? Gdzie popełniliśmy błąd? A ty... - kobieta zwróciła się do syna - Ty... Ty...
Najwidoczniej brakło jej określeń. Syriusz wykorzystał to, by dokończyć zdanie.
- Mam wystąpić w charakterze świadka. Bronić przyjaciółki - dokończył chłodno.
- Pewnie Gryfonki? - zapytał ojciec z odrazą wymawiając ostatnie słowo.
- To nie ma znaczenia - odpowiedział chłopak - Za tydzień muszę stawić się w Ministerstwie. Tyle mam wam do powiedzenia. Wracajcie do zmieniania pieluch Regulusowi.
Zanim rodzice zdążyli odpowiedzieć, chłopak wyszedł, trzaskając drzwiami. Czasem zastanawiał się, jakby wyglądały jego stosunki z rodzicami, gdyby został Ślizgonem. Czy traktowaliby go normalnie, a nie jak pomiot szatana? Zazwyczaj te myśli ulatywały mu szybko. W końcu był Gryfonem. Nic tego nie zmieni. Poza tym jak patrzył jak rodzice włażą w tyłek Regulusowi... To było obrzydliwe. Tak, jakby mieli tylko Jednego i Prawdziwego Syna. A on to co? Sąsiad? Nie, żeby mu brakowało rodzicielskiej miłości. Może lepiej, że stał się czarną owcą tej części rodziny.
Syriusz wrócił do pokoju i rzucił się na łóżko. Nie miał siły. To wszystko było dziwne. W pewnej chwili do jego pokoju wpadł Regulus.
- Gdzie moja sowa? - zapytał.
- Nie wróciła - odpowiedział mu Syriusz.
- Pewnie - prychnął - Rodzice mówią, że dostałeś sowę. Oddawaj moją sowę!
- Spadaj, łamago. Twoja sowa nie wróciła. Jak wróci, to na pewno się dowiesz. Chociaż nie wiem, to coś bardziej przypomina miotłę do kurzu niż ptaka - zakpił.
Regulus rzucił się na niego. Syriusz zwinnie go wyminął, zeskakując z łóżka. Sięgnął po swoją różdżkę, zanim mlodszy z nich zdążył do końca wyjąć swoją.
- Expelliarmus! - różdżka brata przeleciała przez pokój, lądując w ręku Syriusza - A teraz wypierdzielaj! Levicorpus!
Młodszy z braci zawisł do góry nogami. Syriusz bez trudu wyrzucił go z pokoju.
- To - wskazał na jego różdżkę - sobie zatrzymam. Liberacorpus!
Regulus spadł na ziemię.
- Zapłacisz mi za to - warknął ze łzami w oczach.
- Jeszcze zobaczymy - zakpił Syriusz i zamknął mu drzwi przed nosem.
Westchnął ciężko i wyjął z kufra dwukierunkowe lusterko. Oby James był w domu.
- James Potter - powiedział do lusterka. Po chwili zobaczył dno kufra przyjaciela - James!
Miał nadzieję, że to go wywoła.
- James! Cholero mała, weźże zrób porządek w tym kufrze! Aghr!!
Zoś zaskrzypiało.
- Syriusz? - usłyszał głos przyjaciela.
- No nareszcie. Ile można na ciebie czekać, Rogaczu? - westchnął.
- Zaraz, poczekaj, znajdę lusterko.
- Dom wariatów, jak zwykle. Nie o tym chciałem. Ty też dostałeś wezwanie z Ministerstwa?
- Taa. Daj spokój. Jakaś porażka.
- Wiesz coś więcej?
- Tak. Słuchaj, wygląda na to, że ci najstarsi bracia Mil chcą zabrać ją do Doliny. Ale ich ojciec się nie zgadza, więc na razie siedzi w tej swojej Francji. Chcą ją odbić rozprawą. Odebrać prawa rodzicielskie. Nie widzę w tym naszego udziału.
- Może po prostu chodzi o to, że wiele osób postrzega nas jako przyjaciół? Nie wiem...
Przyjaciele spędzili ze sobą jeszcze trochę czasu.
- Dobra, kończę, starsi wołają mnie - powiedział w końcu Syriusz, słysząc głosy rodziców - Do zobaczenia, Rogaczu.
- Na razie, Łapo. Trzymaj się.
- Postaram się.
Syriusz zeskoczył z łóżka i zszedł do rodziców.
- Co znowu? - zapytał zmęczonym głosem.
- Dlaczego pobiłeś Regulusa?! - matka zaczęła na niego krzyczeć.
- Kobieto, zejdź z tonu, bo mi bębenki pękną. A mam tylko dwa - odwarknął - I nie pobiłem, tylko pokazałem smarkaczowi, gdzie jego miejsce. To że wy wchodzicie mu w tyłek, nie oznacza, że ja też muszę!
- Uważaj sobie, paniczu. Tak sobie pogrywasz, pogrywasz, w końcu przegniesz pałkę - zagroził ojciec.
- Ojejku, możni rodzice. Jak ja śmiem w ogóle pojawić się przed waszym obliczem? O ja zły i niedobry! Idę się ubiczować, bo żadnego innego wyjścia nie widzę! Dom wariatów, cholera jasna!
Ojciec podszedł do niego i wymierzył mu siarczysty policzek. Chłopak spojrzał na niego z nienawiścią.
- Jesteś zerem - oświadczył mu chłodno ojciec.
- A ty impotentem - wypalił pierwsze, co mu przyszło do głowy i splunął ojcu pod nogi - Gardzę wami. Nie istniejecie dla mnie. Zobaczymy jak skończy Regulus. Taki wychuchany i wydmuchany.
Prychnął i odszedł. W pokoju zaczął pakować swoje rzeczy. Wynosi się z tego psychiatryka. Nigdy więcej nie będzie musiał oglądać ich twarzy. Nareszcie. Zabrał to, co najważniejsze i magicznie zmniejszył kufer. Schował go do kieszeni spodni. Założył kurtkę. Sowę wypuścił na zewnątrz.
- Będę u Jamesa - powiedział jej, głaszcząc pióra - Znajdź jakieś schronienie i przyleć jutro koło południa do domu Rogacza.
Klatkę też zmniejszył i wrzucił do kieszeni. W rękę wziął obie różdżki i zszedł na dół.
- Twoja różdżka, bezmózgu - warknął do brata. Ten podszedł i gdy złapał za drugi koniec patyka, Syriusz pociągnął rękę w górę. Po pokoju przetoczył się dźwięk łamanego drewna - Ups... Trzeba uważać na swoje rzeczy.
Zachichotał wrednie i wyszedł.
- A ty gdzie? - usłyszał głos matki - Wracaj tu natychmiast! Jeszcze z tobą nie skończyliśmy!
Odpowiedział jej trzask zamykanych drzwi.
Syriusz stanął na brzegu krawężnika i zamachał prawą ręką. Po chwili nadjechał Błędny Rycerz.
- Dolina Godryka - powiedział konduktorowi.
- Coś nie w sosie jesteśmy, hm? Dziewczyna zostawiła, czy co? - zaśmiał się mężczyzna - 20 sykli.
Syriusz wręczył mu pieniądze i zajął miejsce na końcu autobusu. Jakiś czas później byli na miejscu. Chłopak wyszedł i szybko przeszedł przez wioskę. W końcu znalazł dom przyjaciela. W oknach paliło się światło, mimo późnej pory. Łapa wszedł na werandę i zapukał w drzwi. Otworzył mu zdziwiony James.
- Hej, stary. Przenocujesz mnie?
Jeśli ktokolwiek to czyta, to proszę - napiszcie komentarz. Jedno słowo. Cokolwiek.
~Łapa
Syriusz chodził w te i we wte po pokoju. Nie dawało mu to spokoju. Minęły dwa dni odkąd wysłał sowę do Mil, a odpowiedzi nadal nie było. Czuł taki cholerny niepokój. Coś było nie tak. Podskoczył, kiedy usłyszał stukanie sowy w okno. No, nareszcie! Jakieś wieści. Wpuścił ptaka do środka. Jednak to nie była sowa Regulusa. Odwiązał list. Gruby i ciężki. Za wcześnie było na listę książek ze szkoły. Westchnął i otworzył kopertę. List zawierał wezwanie na rozprawę w charakterze świadka. Trochę prawniczego bełkotu. Proces miał odbyć się za tydzień. Ministerstwo nie spieszyło się z wysłaniem listu, nie ma co.
Z tego wszystkiego wynikało, że Mil ma jakieś problemy i potrzebuje pomocy, czy coś. Może chodziło o konfrontację dzieci z ojcem. Nie wiedział.Westchnął. Będzie musiał powiedzieć rodzicom.
Zszedł do pokoju gościnnego. Rodzice siedzieli na sofie i rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami. Czuł wyższość bijącą od nich. Chrząknął. Spojrzeli na niego. Na twarzy rodzicielki pojawił się grymas.
- Ojcze. Matko - usiadł przed nimi.
- Byle szybko, Regulus ma niedługo wrócić, musimy się nim zająć - powiedział ojciec. No tak, bo jego braciszek ma 2 latka i nie umie sobie tyłka podetrzeć.
- Dostałem wezwanie z Ministerstwa na rozprawę... - zaczął.
- Orionie, jak mogliśmy na to pozwolić? Gdzie popełniliśmy błąd? A ty... - kobieta zwróciła się do syna - Ty... Ty...
Najwidoczniej brakło jej określeń. Syriusz wykorzystał to, by dokończyć zdanie.
- Mam wystąpić w charakterze świadka. Bronić przyjaciółki - dokończył chłodno.
- Pewnie Gryfonki? - zapytał ojciec z odrazą wymawiając ostatnie słowo.
- To nie ma znaczenia - odpowiedział chłopak - Za tydzień muszę stawić się w Ministerstwie. Tyle mam wam do powiedzenia. Wracajcie do zmieniania pieluch Regulusowi.
Zanim rodzice zdążyli odpowiedzieć, chłopak wyszedł, trzaskając drzwiami. Czasem zastanawiał się, jakby wyglądały jego stosunki z rodzicami, gdyby został Ślizgonem. Czy traktowaliby go normalnie, a nie jak pomiot szatana? Zazwyczaj te myśli ulatywały mu szybko. W końcu był Gryfonem. Nic tego nie zmieni. Poza tym jak patrzył jak rodzice włażą w tyłek Regulusowi... To było obrzydliwe. Tak, jakby mieli tylko Jednego i Prawdziwego Syna. A on to co? Sąsiad? Nie, żeby mu brakowało rodzicielskiej miłości. Może lepiej, że stał się czarną owcą tej części rodziny.
Syriusz wrócił do pokoju i rzucił się na łóżko. Nie miał siły. To wszystko było dziwne. W pewnej chwili do jego pokoju wpadł Regulus.
- Gdzie moja sowa? - zapytał.
- Nie wróciła - odpowiedział mu Syriusz.
- Pewnie - prychnął - Rodzice mówią, że dostałeś sowę. Oddawaj moją sowę!
- Spadaj, łamago. Twoja sowa nie wróciła. Jak wróci, to na pewno się dowiesz. Chociaż nie wiem, to coś bardziej przypomina miotłę do kurzu niż ptaka - zakpił.
Regulus rzucił się na niego. Syriusz zwinnie go wyminął, zeskakując z łóżka. Sięgnął po swoją różdżkę, zanim mlodszy z nich zdążył do końca wyjąć swoją.
- Expelliarmus! - różdżka brata przeleciała przez pokój, lądując w ręku Syriusza - A teraz wypierdzielaj! Levicorpus!
Młodszy z braci zawisł do góry nogami. Syriusz bez trudu wyrzucił go z pokoju.
- To - wskazał na jego różdżkę - sobie zatrzymam. Liberacorpus!
Regulus spadł na ziemię.
- Zapłacisz mi za to - warknął ze łzami w oczach.
- Jeszcze zobaczymy - zakpił Syriusz i zamknął mu drzwi przed nosem.
Westchnął ciężko i wyjął z kufra dwukierunkowe lusterko. Oby James był w domu.
- James Potter - powiedział do lusterka. Po chwili zobaczył dno kufra przyjaciela - James!
Miał nadzieję, że to go wywoła.
- James! Cholero mała, weźże zrób porządek w tym kufrze! Aghr!!
Zoś zaskrzypiało.
- Syriusz? - usłyszał głos przyjaciela.
- No nareszcie. Ile można na ciebie czekać, Rogaczu? - westchnął.
- Zaraz, poczekaj, znajdę lusterko.
*całą wieczność i kilkadziesiąt przekleństw później*
- No, mam cię - powiedział James, siadając na łóżku - Co tam?- Dom wariatów, jak zwykle. Nie o tym chciałem. Ty też dostałeś wezwanie z Ministerstwa?
- Taa. Daj spokój. Jakaś porażka.
- Wiesz coś więcej?
- Tak. Słuchaj, wygląda na to, że ci najstarsi bracia Mil chcą zabrać ją do Doliny. Ale ich ojciec się nie zgadza, więc na razie siedzi w tej swojej Francji. Chcą ją odbić rozprawą. Odebrać prawa rodzicielskie. Nie widzę w tym naszego udziału.
- Może po prostu chodzi o to, że wiele osób postrzega nas jako przyjaciół? Nie wiem...
Przyjaciele spędzili ze sobą jeszcze trochę czasu.
- Dobra, kończę, starsi wołają mnie - powiedział w końcu Syriusz, słysząc głosy rodziców - Do zobaczenia, Rogaczu.
- Na razie, Łapo. Trzymaj się.
- Postaram się.
Syriusz zeskoczył z łóżka i zszedł do rodziców.
- Co znowu? - zapytał zmęczonym głosem.
- Dlaczego pobiłeś Regulusa?! - matka zaczęła na niego krzyczeć.
- Kobieto, zejdź z tonu, bo mi bębenki pękną. A mam tylko dwa - odwarknął - I nie pobiłem, tylko pokazałem smarkaczowi, gdzie jego miejsce. To że wy wchodzicie mu w tyłek, nie oznacza, że ja też muszę!
- Uważaj sobie, paniczu. Tak sobie pogrywasz, pogrywasz, w końcu przegniesz pałkę - zagroził ojciec.
- Ojejku, możni rodzice. Jak ja śmiem w ogóle pojawić się przed waszym obliczem? O ja zły i niedobry! Idę się ubiczować, bo żadnego innego wyjścia nie widzę! Dom wariatów, cholera jasna!
Ojciec podszedł do niego i wymierzył mu siarczysty policzek. Chłopak spojrzał na niego z nienawiścią.
- Jesteś zerem - oświadczył mu chłodno ojciec.
- A ty impotentem - wypalił pierwsze, co mu przyszło do głowy i splunął ojcu pod nogi - Gardzę wami. Nie istniejecie dla mnie. Zobaczymy jak skończy Regulus. Taki wychuchany i wydmuchany.
Prychnął i odszedł. W pokoju zaczął pakować swoje rzeczy. Wynosi się z tego psychiatryka. Nigdy więcej nie będzie musiał oglądać ich twarzy. Nareszcie. Zabrał to, co najważniejsze i magicznie zmniejszył kufer. Schował go do kieszeni spodni. Założył kurtkę. Sowę wypuścił na zewnątrz.
- Będę u Jamesa - powiedział jej, głaszcząc pióra - Znajdź jakieś schronienie i przyleć jutro koło południa do domu Rogacza.
Klatkę też zmniejszył i wrzucił do kieszeni. W rękę wziął obie różdżki i zszedł na dół.
- Twoja różdżka, bezmózgu - warknął do brata. Ten podszedł i gdy złapał za drugi koniec patyka, Syriusz pociągnął rękę w górę. Po pokoju przetoczył się dźwięk łamanego drewna - Ups... Trzeba uważać na swoje rzeczy.
Zachichotał wrednie i wyszedł.
- A ty gdzie? - usłyszał głos matki - Wracaj tu natychmiast! Jeszcze z tobą nie skończyliśmy!
Odpowiedział jej trzask zamykanych drzwi.
Syriusz stanął na brzegu krawężnika i zamachał prawą ręką. Po chwili nadjechał Błędny Rycerz.
- Dolina Godryka - powiedział konduktorowi.
- Coś nie w sosie jesteśmy, hm? Dziewczyna zostawiła, czy co? - zaśmiał się mężczyzna - 20 sykli.
Syriusz wręczył mu pieniądze i zajął miejsce na końcu autobusu. Jakiś czas później byli na miejscu. Chłopak wyszedł i szybko przeszedł przez wioskę. W końcu znalazł dom przyjaciela. W oknach paliło się światło, mimo późnej pory. Łapa wszedł na werandę i zapukał w drzwi. Otworzył mu zdziwiony James.
- Hej, stary. Przenocujesz mnie?
wtorek, 26 sierpnia 2014
XXXVII Co robić?
Kolejny rozdzialik się pojawia. :3 Ma ktoś snapchata? Ja: bazyliszek7, a Rogaczysko: locvlocv. Notka krótka, ale więcej nie dam rady napisać. :c ~Łapa
Syriusz siedział u siebie w pokoju i pisał list. Miał już dość wakacji, chociaż minęły dopiero cztery dni. Rodzice na każdym kroku pokazywali mu, że jest nieudacznikiem. Wczoraj dostał list od Rogacza:
Mam nadzieję, że Regulus nie uprzykrza ci życia. Tak samo rodzice. I ten skrzat. No, nieważne.
Nie wiem, czy masz pod ręką najświeższego Proroka. Jeśli nie, to przesyłam ci artykuł, który może cię zainteresować. Napisz, co o tym sądzisz. Podobno ciebie i mnie mają wezwać też na tę rozprawę. W końcu jesteśmy "jednymi z najbliższych osób w jej otoczeniu". Cholera, nie wiem. Ojciec próbuje coś podpytać ludzi w Ministerstwie. Chusteczkowo mu idzie, ale próbuje. No cóż, trudno. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. Chcę namówić rodziców, żeby cię zaprosili, w końcu co to za wakacje bez ciebie! Ale oni uparcie twierdzą, że niedawno się widzieliśmy. Jakbym sam nie wiedział.
Trzymaj się Łapo,
Widział artykuł. Gazety grzmiały na ten temat. Na zdjęciu widział Mil z jakimś wysokim czarodziejem - zapewne jej ojcem. Przyjrzał się dziewczynie. Wyglądała o wiele gorzej, niż zwykle. Oczy miała jeszcze bardziej dzikie, twarz nie wyrażała niczego. Mężczyzna był wyniosły i dumny. Nagłówki głosiły:
Syriusz siedział u siebie w pokoju i pisał list. Miał już dość wakacji, chociaż minęły dopiero cztery dni. Rodzice na każdym kroku pokazywali mu, że jest nieudacznikiem. Wczoraj dostał list od Rogacza:
Drogi Łapo!
Jak ci mijają wakacje? Nie widzieliśmy się trzy dni, a już nie jest tak samo jak z tobą.Mam nadzieję, że Regulus nie uprzykrza ci życia. Tak samo rodzice. I ten skrzat. No, nieważne.
Nie wiem, czy masz pod ręką najświeższego Proroka. Jeśli nie, to przesyłam ci artykuł, który może cię zainteresować. Napisz, co o tym sądzisz. Podobno ciebie i mnie mają wezwać też na tę rozprawę. W końcu jesteśmy "jednymi z najbliższych osób w jej otoczeniu". Cholera, nie wiem. Ojciec próbuje coś podpytać ludzi w Ministerstwie. Chusteczkowo mu idzie, ale próbuje. No cóż, trudno. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. Chcę namówić rodziców, żeby cię zaprosili, w końcu co to za wakacje bez ciebie! Ale oni uparcie twierdzą, że niedawno się widzieliśmy. Jakbym sam nie wiedział.
Trzymaj się Łapo,
Rogacz
Widział artykuł. Gazety grzmiały na ten temat. Na zdjęciu widział Mil z jakimś wysokim czarodziejem - zapewne jej ojcem. Przyjrzał się dziewczynie. Wyglądała o wiele gorzej, niż zwykle. Oczy miała jeszcze bardziej dzikie, twarz nie wyrażała niczego. Mężczyzna był wyniosły i dumny. Nagłówki głosiły:
"Dzieci występują przeciwko ojcu! Co ma na sumieniu Korneliusz Malfoy? Czemu synowie chcą odebrać mu prawa rodzicielskie do dwóch niepełnoletnich córek?"
Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. W artykule zamieszczono dużo informacji na temat rodziny. Wspomniano o Mary, która została zamordowana przez męża - śmierciożercę. Sennar, Alchemik też był w to zamieszany. Ogólnie sprawa była nieciekawa.
Syriusz odpisał Rogaczowi. Odpowiedział wymijająco na wszystkie pytania. Nie chciał, żeby przyjaciel się martwił. Wysłał list i wziął się za pisanie kolejnego.
Mil!
James mówi coś o jakimś przesłuchaniu. O co chodzi?
U ciebie wszystko ok? Martwię się.
Stworek jak zwykle próbuje mnie lać (zresztą z polecenia mojego "kochanego" brata, chyba go jeszcze nie poznałaś).
Odpisz jak najprędzej.
Syriusz.
Westchnął ciężko i poszedł do Regulusa. Zapukał.
- Proszę - usłyszał.
Wszedł do pokoju i skrzywił się. Regulus wszędzie zaznaczał przynależność do Domu Węża.
- Mogę twoją sowę? - zapytał.
- Po co ci?
- Chcę wysłać list do Malfoy'ów.
Na dźwięk tego nazwiska chłopak aż drgnął.
- Malfoy? Pewnie... weź - powiedział niepewnie.
- Dzięki.
Syriusz szybko przywiązał list i otworzył okno. Sowa od razu wyleciała przez nie. Miał nadzieję, że niedługo wróci z odpowiedzią.
poniedziałek, 30 czerwca 2014
XXXVI Uczta i powrót
Troszkę mnie nie było. Egzaminy, nauka, obowiązki troszku mnie przygniotły i nie dawałam sobie rady. Ale teraz jestem na prostej i powracam z mnóstwem pomysłów! Całuję was mocno, wasza ~Łapa.
Nadszedł wyczekiwany koniec roku. No, może nie dla wszystkich upragniony. Niektórzy nie chcieli wracać do domu, do miejsca, gdzie spędzą kolejne dwa miesiące. Do takich zaliczali się Syriusz oraz Mil. Wydawałoby się, że to teraz jedyne, co ich łączy. Po całej sytuacji z Severusem nie odzywali się do siebie. Jeśli jakiekolwiek uczucia ich łączyły - miłość, przywiązanie, przyjaźń - teraz nie było niczego. Nie odzywali się do siebie.
To samo działo się z Lily i Jamesem. Może z jedną różnicą. Lily otwarcie pokazywała jak bardzo nienawidzi młodego czarodzieja. Nieustanne kłótnie w Pokoju Wspólnym, male złośliwości na korytarzach męczyły już wszystkich. Dlatego większość odetchnęła z ulgą, kiedy ten rok dobiegł końca.
Uczta pożegnalna była wspaniała, jak zwykle. Uczniowie schodzili się powoli, Wielka Sala szumiała od rozmów. W pewnym momencie Dumbledore wstał i uniósł ręce, prosząc o ciszę.
- Kolejny rok dobiegł końca - słowa profesora odbijały się od ścian - W tym roku w dorosłość wchodzi kolejne pokolenie czarodziejów. Przed wami ciężkie wybory oraz trudna droga. Nie będę mówił wam, że będzie łatwo. Każdy z was wybierze inną drogę. Ale nie czas teraz na to! Zanim napełnimy swoje brzuchy tym wspaniałym jedzeniem, zrobimy krótkie podsumowanie roku! Puchar Domów wygrywa... GRYFFINDOR z 2956 punktami. Zaraz za Gryffonami Ravenclaw z 2874 punktami. Slytherin zdobył 2598 punktów, a Hufflepuff 2354.
Dyrektor klasnął w dłonie - wystrój sali natychmiast zmienił się z szaroburej na złoto - czerwoną. Za stołem nauczycieli pojawiło się wielkie godło Gryffindoru.
Przy stole Gryffonów wrzało. Niektórzy rzucali w górę swoimi tiarami, niektórzy wiwatowali. James i Syriusz wstali od stołu i zaczęli tańczyć w dziwny sposób, krzycząc: "ZNÓW WYGRALIŚMY, JESTEŚMY NAJLEPSI!".
Starszy mężczyzna poczekał, aż wszyscy się uspokoją. Z pobłażliwym uśmiechem patrzył na wybryki Gryffonów.
- A teraz smacznego! - powiedział, kiedy na sali znów zapanował spokój.
Huncwoci jedli, śmiali się. Tylko czasem tęskny wzrok dwóch z nich wędrował w stronę pewnych przyjaciółek.
Uczta powoli dobiegała końca.
- W imieniu całego grona pedagogicznego życzę wam dobrych wakacji. Wróćcie cali i zdrowi - powiedział z uśmiechem Dumbledore - Do zobaczenia we wrześniu.
Uczniowie wysypali się z Wielkiej Sali, kierując się w stronę powozów. Syriusz podszedł do jakiegoś powozu i zajrzał do środka przez okienko. Pusto.
- Tutaj! - zawołał do chłopaków.
Wsiedli do powozu i po chwili byli na stacji.
- Trzeba zająć jakiś przedział - powiedział Peter.
- Idźcie, dołączę do was, muszę pójść do przedziału dla prefektów - Lupin nie miał zbyt wesołej miny. Wyglądał na zmęczonego.
- Jasne, znajdziemy cię jak coś - stwierdził któryś z nich.
Przyjaciele weszli do pociągu. Szukali wolnego przedziału, chcieli mieć go tylko dla siebie.
- Nie ma wolnego - Peter powiedział to już kolejny raz.
- Tak, słyszeliśmy to już kilkadziesiąt razy, Glizdogonie. O, tu... a jednak nie - Syriusz cofnął się szybko.
- Znowu Ślizgoni? Możemy ich wykurzyć, Łapo - powiedział James, wyjmując różdżkę.
- Nie - rzucił ostrzegawcze spojrzenie przyjacielowi - Lily, Mil i Monica.
Stali tak przez chwilę.
- Co znowu? Czemu nie wchodzicie? Pociąg już jakiś czas temu ruszył - powiedział Lupin. Chłopcy wzruszyli ramionami. Prefekt zajrzał przez szybkę do przedziału.
- Na litość boską, przestańcie! One nie gryzą przecież - otworzył drzwi przedziału - Hej, dziewczyny. Nie ma wolnego miejsca, możemy się przysiąść?
- Jasne - powiedziała ciemnowłosa cicho, przesuwając swoją torbę na kolana.
- No widzicie? To takie trudne? - szepnął do nich.
Rozsiedli się wygodnie, rozmawiając cicho. Dziewczyny nawet na nich nie patrzyły. W pewnym momencie Mil wstała.
- Gdzie idziesz? - zapytała sennie Monica.
- Przewietrzyć się, zaraz wrócę - pogłaskała ją uspokajająco po głowie.
Lily odprowadziła ją spojrzeniem. Przez chwilę milczała.
- Co z nią? - zapytał Syriusz, kiedy zauważył, że najmłodsza dziewczyna już usnęła.
- Jakbyś się czuł, gdybyś miał wrócić do znienawidzonego domu? - zapytała cicho Lily.
Łapa przymknął oczy. Wracał tam co roku. Do miejsca, gdzie był traktowany jak trędowaty, jak chory na jakąś straszliwą chorobę. Rodzice pokazywali mu na każdym kroku jak wspaniały jest Regulus, a on jest taki bezużyteczny.
Drzwi nagle się otworzyły. Pojawiła się w nich pani z wózkiem.
- Kupujecie coś? - zapytała z dobrodusznym uśmiechem.
Każdy zrobił drobne zakupy. Jakiś czas później wróciła Mil. Usiadła na swoim miejscu, ale widać było, że jest zdenerwowana.
- Długo cię nie było - zauważył Syriusz.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Musiałam pomyśleć.
- To ty myślisz? - rzucił James.
- Tak, mam taki narząd jak mózg. W przeciwieństwie do ciebie, Potter.
- Ooo, lecimy po nazwisku, jak groźnie, Nadows. A może Malfoy, co? - oczy mu się zwęziły.
- Nie twój zasrany interes, Potter.
- Uspokójcie się, natychmiast! - krzyknęła Monica. Chłopcy spojrzeli na nią ze zdziwieniem - Nic, tylko się kłócicie i kłócicie! Wszyscy mają już tego dość! Jak nie Lily z Jamesem to James z Mil. Jak nie Mil z Jamesem to z Syriuszem! Opanujcie się, bo to już naprawdę jest wnerwiające!
Dziewczyna ruszyła w stronę wyjścia z przedziału.
- Wracaj tutaj - powiedziała cicho Mil. Siostra wróciła posłusznie, ale siedziała nadąsana.
Reszta podróży minęła w ciszy. Prefekt naczelny wszedł do przedziału.
- Niedługo będziemy na miejscu. Radzę wam się przebrać - powiedział i zniknął.
Wszyscy wstali i zaczęli zdejmować tiary, szaty, chować różdżki.
- Nie będzie ci zimno? - zapytała Lily, patrząc na sukienkę Mil.
- Nie. I tak wracam do Francji, tam jest cieplej.
- Wracamy do domu? - zapytała Monica.
- Ty tam zostaniesz.
- A co z tobą?
- Nie wiem. Podobno Michael próbował dogadać się z ojcem - wzruszyła ramionami - Ale na razie będę we Francji.
- Dobrze, że będziesz. Głupie były wakacje bez ciebie - powiedziała dziewczynka i przytuliła się mocno do siostry.
- No już, już - powiedziała - Chodź, widzę Michaela.
Cała siódemka wyszła na peron.
- To... do zobaczenia - powiedział Lupin do dziewczyn.
- Tak. Do zobaczenia - odpowiedziała z lekkim uśmiechem Lily.
- Mil? Mogę cię prosić na słówko? - zapytał Syriusz.
- Już, moment. Monica, idź do brata - poczekała, aż tłum wokół nich przerzedzi się troszkę - O co chodzi?
- Chciałem cię przeprosić. Ostatnio zachowywałem się strasznie głupio.
- Matko kochana, Syriusz Black mnie przeprasza, nie wierzę - wzięła się pod boki, ale zaraz potem opuściła ręce - Nie ma sprawy, Łapo. Ale nie rób tak więcej. To boli. Dobrych wakacji. Czuję, że jeszcze się spotkamy przed początkiem roku. Jak coś, to możesz napisać. Postaram się odpisać.
Pomachała mu i odeszła w stronę bliskich. On sam jeszcze chwilę stał, a potem sam poszedł szukać rodziny. Widząc ich, westchnął. Pożegnał się z chłopakami, obiecując, że niedługo się odezwie. A potem ruszył w stronę rodziny.
- No co się tak wleczesz?! Regi już dawno jest na miejscu i wszyscy jak zwykle czekamy na ciebie! - warknęła matka.
- Też się cieszę, że cię widzę matko. Szkoda tylko, że nadal stoisz cała i zdrowa.
Westchnął kolejny raz i ruszył za rodzicami. Zapowiadały się długie wakacje.
Dyrektor klasnął w dłonie - wystrój sali natychmiast zmienił się z szaroburej na złoto - czerwoną. Za stołem nauczycieli pojawiło się wielkie godło Gryffindoru.
Przy stole Gryffonów wrzało. Niektórzy rzucali w górę swoimi tiarami, niektórzy wiwatowali. James i Syriusz wstali od stołu i zaczęli tańczyć w dziwny sposób, krzycząc: "ZNÓW WYGRALIŚMY, JESTEŚMY NAJLEPSI!".
Starszy mężczyzna poczekał, aż wszyscy się uspokoją. Z pobłażliwym uśmiechem patrzył na wybryki Gryffonów.
- A teraz smacznego! - powiedział, kiedy na sali znów zapanował spokój.
Huncwoci jedli, śmiali się. Tylko czasem tęskny wzrok dwóch z nich wędrował w stronę pewnych przyjaciółek.
Uczta powoli dobiegała końca.
- W imieniu całego grona pedagogicznego życzę wam dobrych wakacji. Wróćcie cali i zdrowi - powiedział z uśmiechem Dumbledore - Do zobaczenia we wrześniu.
Uczniowie wysypali się z Wielkiej Sali, kierując się w stronę powozów. Syriusz podszedł do jakiegoś powozu i zajrzał do środka przez okienko. Pusto.
- Tutaj! - zawołał do chłopaków.
Wsiedli do powozu i po chwili byli na stacji.
- Trzeba zająć jakiś przedział - powiedział Peter.
- Idźcie, dołączę do was, muszę pójść do przedziału dla prefektów - Lupin nie miał zbyt wesołej miny. Wyglądał na zmęczonego.
- Jasne, znajdziemy cię jak coś - stwierdził któryś z nich.
Przyjaciele weszli do pociągu. Szukali wolnego przedziału, chcieli mieć go tylko dla siebie.
- Nie ma wolnego - Peter powiedział to już kolejny raz.
- Tak, słyszeliśmy to już kilkadziesiąt razy, Glizdogonie. O, tu... a jednak nie - Syriusz cofnął się szybko.
- Znowu Ślizgoni? Możemy ich wykurzyć, Łapo - powiedział James, wyjmując różdżkę.
- Nie - rzucił ostrzegawcze spojrzenie przyjacielowi - Lily, Mil i Monica.
Stali tak przez chwilę.
- Co znowu? Czemu nie wchodzicie? Pociąg już jakiś czas temu ruszył - powiedział Lupin. Chłopcy wzruszyli ramionami. Prefekt zajrzał przez szybkę do przedziału.
- Na litość boską, przestańcie! One nie gryzą przecież - otworzył drzwi przedziału - Hej, dziewczyny. Nie ma wolnego miejsca, możemy się przysiąść?
- Jasne - powiedziała ciemnowłosa cicho, przesuwając swoją torbę na kolana.
- No widzicie? To takie trudne? - szepnął do nich.
Rozsiedli się wygodnie, rozmawiając cicho. Dziewczyny nawet na nich nie patrzyły. W pewnym momencie Mil wstała.
- Gdzie idziesz? - zapytała sennie Monica.
- Przewietrzyć się, zaraz wrócę - pogłaskała ją uspokajająco po głowie.
Lily odprowadziła ją spojrzeniem. Przez chwilę milczała.
- Co z nią? - zapytał Syriusz, kiedy zauważył, że najmłodsza dziewczyna już usnęła.
- Jakbyś się czuł, gdybyś miał wrócić do znienawidzonego domu? - zapytała cicho Lily.
Łapa przymknął oczy. Wracał tam co roku. Do miejsca, gdzie był traktowany jak trędowaty, jak chory na jakąś straszliwą chorobę. Rodzice pokazywali mu na każdym kroku jak wspaniały jest Regulus, a on jest taki bezużyteczny.
Drzwi nagle się otworzyły. Pojawiła się w nich pani z wózkiem.
- Kupujecie coś? - zapytała z dobrodusznym uśmiechem.
Każdy zrobił drobne zakupy. Jakiś czas później wróciła Mil. Usiadła na swoim miejscu, ale widać było, że jest zdenerwowana.
- Długo cię nie było - zauważył Syriusz.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Musiałam pomyśleć.
- To ty myślisz? - rzucił James.
- Tak, mam taki narząd jak mózg. W przeciwieństwie do ciebie, Potter.
- Ooo, lecimy po nazwisku, jak groźnie, Nadows. A może Malfoy, co? - oczy mu się zwęziły.
- Nie twój zasrany interes, Potter.
- Uspokójcie się, natychmiast! - krzyknęła Monica. Chłopcy spojrzeli na nią ze zdziwieniem - Nic, tylko się kłócicie i kłócicie! Wszyscy mają już tego dość! Jak nie Lily z Jamesem to James z Mil. Jak nie Mil z Jamesem to z Syriuszem! Opanujcie się, bo to już naprawdę jest wnerwiające!
Dziewczyna ruszyła w stronę wyjścia z przedziału.
- Wracaj tutaj - powiedziała cicho Mil. Siostra wróciła posłusznie, ale siedziała nadąsana.
Reszta podróży minęła w ciszy. Prefekt naczelny wszedł do przedziału.
- Niedługo będziemy na miejscu. Radzę wam się przebrać - powiedział i zniknął.
Wszyscy wstali i zaczęli zdejmować tiary, szaty, chować różdżki.
- Nie będzie ci zimno? - zapytała Lily, patrząc na sukienkę Mil.
- Nie. I tak wracam do Francji, tam jest cieplej.
- Wracamy do domu? - zapytała Monica.
- Ty tam zostaniesz.
- A co z tobą?
- Nie wiem. Podobno Michael próbował dogadać się z ojcem - wzruszyła ramionami - Ale na razie będę we Francji.
- Dobrze, że będziesz. Głupie były wakacje bez ciebie - powiedziała dziewczynka i przytuliła się mocno do siostry.
- No już, już - powiedziała - Chodź, widzę Michaela.
Cała siódemka wyszła na peron.
- To... do zobaczenia - powiedział Lupin do dziewczyn.
- Tak. Do zobaczenia - odpowiedziała z lekkim uśmiechem Lily.
- Mil? Mogę cię prosić na słówko? - zapytał Syriusz.
- Już, moment. Monica, idź do brata - poczekała, aż tłum wokół nich przerzedzi się troszkę - O co chodzi?
- Chciałem cię przeprosić. Ostatnio zachowywałem się strasznie głupio.
- Matko kochana, Syriusz Black mnie przeprasza, nie wierzę - wzięła się pod boki, ale zaraz potem opuściła ręce - Nie ma sprawy, Łapo. Ale nie rób tak więcej. To boli. Dobrych wakacji. Czuję, że jeszcze się spotkamy przed początkiem roku. Jak coś, to możesz napisać. Postaram się odpisać.
Pomachała mu i odeszła w stronę bliskich. On sam jeszcze chwilę stał, a potem sam poszedł szukać rodziny. Widząc ich, westchnął. Pożegnał się z chłopakami, obiecując, że niedługo się odezwie. A potem ruszył w stronę rodziny.
- No co się tak wleczesz?! Regi już dawno jest na miejscu i wszyscy jak zwykle czekamy na ciebie! - warknęła matka.
- Też się cieszę, że cię widzę matko. Szkoda tylko, że nadal stoisz cała i zdrowa.
Westchnął kolejny raz i ruszył za rodzicami. Zapowiadały się długie wakacje.
czwartek, 27 marca 2014
XXXV Konsekwencje?
Troszku mnie nie było. Miałam niezłe urwanie głowy, nieco zakręcone
były te 3 miesiące. ^.^ No ale cóż mogę poradzić? Zapraszam do czytania.
Jak zapewne zauważyliście, pojawiło się kilka zmian. Pierwsza to
szablon. Bardzo mi się podoba, chłopak pomagał mi go dobrać, za co mu
niezmiernie dziękuję. Komu jeszcze dziękuję? Obojczykowej, za słuchanie
moich jęków, że nie wiem co napisać (i tak pomysł z tarantulą
najbardziej mi się podobał). Druga zmiana: muzyczka. Powiedzcie mi, co
sądzicie. Mam nadzieję, że Sail, które wrzuciłam jako pierwszą piosenkę,
nie zabije was. :D Co jeszcze? A! Osoby komentujące, które nie mają
avatara oraz anonimy teraz mają już ładne avatary u mnie. Tutaj należą
się ukłony w stronę http://zaczarowane-szablony.blogspot.com/ za
udostępnienie wskazówek jak zrobić coś takiego.
A teraz zapraszam do czytania. To już 35 notka, niemalże jubileuszowa. Mam nadzieję, że z okazji 50 notki uda mi się coś zorganizować dla was, drodzy czytelnicy. No, już nie piszę tego wstępu, bo zaraz będzie dłuższy niż sama notka. :) No i za betę dziękuję niezastąpionej side_of_sky, która znajduje czas dla mnie ZAWSZE. ^.^
Komentujcie ludzie, to ważne dla mnie! ~Łapa
- Nadal nie rozumiem, o co ci chodzi! - krzyknął James.
- O to, debilu, że nie musiałeś się na nim tak wyżywać! Twoje ego było na zbyt niskim poziomie i musiałeś się dowartościować?! Ty naprawdę mózgu nie posiadasz, czy tylko udajesz?! - Lily niebezpiecznie mrużyła oczy.
- Powinnaś mi dziękować, przy...
- CO? Podziękować ci? Jesteś największym idiotą jakiego spotkałam! Jak można być takim imbecylem?! - Ruda wzniosła ręce do góry w geście bezsilności i szybkim krokiem opuściła Pokój Wspólny Gryfonów.
James, obrażony na cały świat, usiadł przy przyjaciołach.
- Naprawdę nie rozumiem o co jej chodzi. To tylko niewinny żart... Chyba nic złego nie ma w żartach, hę? - zapytał chłopaków.
- Może nieco przesadziliśmy... - zaczął Lupin.
- Daj spokój, Lunatyku! Liczy się zabawa.
Mina Remusa wyrażała jednoznacznie, co o tym sądzi.
Sytuacja wśród Gryfonów była napięta. Mil i Lily trzymały się razem, patrzyły spod byka na Huncwotów. Oni za to nic sobie z tego nie robili. W końcu przyklaskiwała im większość szkoły. Wszystkich bawiło ucieranie nosa zarozumiałym Ślizgonom. Oczywiście nie dotyczyło to tych, których dotykały żarty. Apogeum całej tej złości nastąpiło niedługo potem.
Zapowiadało się, że to będzie zwykła lekcja eliksirów. Profesor Slughorn przechadzał się między ławkami, Ślizgoni i Gryfoni pracowali w ciszy nad Eliksirem Dodającym Wigoru.
- Jak wiecie, musi on dojrzewać kilka dni. Uważajcie na Krew Salamandry. Kilka razy sprawdźcie, czy dobrze odmierzyliście ilość. Zła ilość może dać fatalne skutki - mówił profesor, klepiąc się po swoim opasłym brzuchu.
- Pss, Luniak! - szepnął James.
- Co chcesz?
- Musimy porozmawiać.
- Teraz?
- Tak!
- Teraz to ja warzę eliksir, potem.
- Luniak, nie bądź taki!
- Trzecia ławka, razem z drugą, spokój! - zagrzmiał Slughorn.
Uspokoili się. Jednak Potter kręcił się niespokojnie na swoim miejscu, rozglądał się nerwowo. Syriusz patrzył na niego dziwnym wzrokiem.
- Co jest, Rogaczu?
- Wydaje mi się, że Ślizgoni coś knują. Tylko jeszcze nie wiem co. Jakaś zemsta czy coś.
Black westchnął cicho.
- Daj spokój, nic na razie nam nie zrobią. Chyba - szepnął.
- Trzecia ławka! - zagrzmiał profesor.
- Już, już, panie profesorze - powiedział Łapa - Jamesowi po prostu napis w książce się zamazał i pytał, ile trzeba dodać Krwi Salamandry - skłamał gładko.
Nerwowość dwóch Gryfonów wkrótce udzieliła się wszystkim. Spokojne były tylko Mil i Lily. Pracowały w skupieniu, obok siebie, niemalże wykonując jednocześnie odpowiednie ruchy.
Gdy rozległ się dzwonek, wszyscy odetchnęli z ulgą. Nie wiedzieć czemu, napięcie w klasie było tak gęste, że można było je kroić nożem.
Huncwoci wyszli z pomieszczenia i skierowali się w stronę schodów.
- Ej, wy! - krzyknął ktoś za nimi.
Cała czwórka odwróciła się jak na komendę. Grupa Ślizgonów zagradzała przejście. Część przeszła przez korytarz i zablokowała schody.
- Co chcecie? - zapytał Syriusz, wysoko zadzierając głowę.
- Przepuście nas, do cholery! - Mil przecisnęła się obok wysokiego Ślizgona, przy okazji wciskając mu łokieć pod żebra.
- Nie każdy chce oglądać wasze potyczki - stwierdziła Lily.
Tym samym, dziewczyny znalazły się w pułapce wraz z Huncwotami.
- Pięknie, kurcze, pięknie - warknęła Mil.
- Zapamiętajcie jedno. Nigdy nie zadzierajcie ze Ślizgonami - powiedzieli, wyciągając różdżki.
Zaklęcia zaczęły śmigać.
- Drętwota, Drętwota, Drętwota! - któryś ze Ślizgonów próbował trafić w Syriusza. Z marnym skutkiem.
- Petrificus Totalus! - Mil idealnie trafiła któregoś z przeciwników.
- Drętwota! - James wytrzelił zaklęcie w kierunku Snape'a.
- Protego! - Ślizgon zdążył się ochronić.
- Immobilus! - Peter poczuł, że każdy ruch zaczął wykonywać niezmiernie powoli.
- Levicorpus! - Snape rzucił to zaklęcie w kierunku Lupina, ten zdążył jednak je odbić.
- Zwijamy się, ktoś idzie! - wysoki Ślizgon rzucił w kierunku bandy i po chwili ich nie było.
Kroki rozbrzmiewały coraz głośniej. Lupin rzucił przeciwzaklęcie na Petera.
- Tutaj, szybko! - Potter szybko rozwijał Pelerynę Niewidkę - No właź! - powiedział, patrząc na podejrzliwą Mil.
Zdążyli się ukryć w ostatniej chwili. Filch razem z Panią Norris wszedł na korytarz.
- Widzisz, kochana? Przed chwilą ktoś tu był. Uczniowie znów się pojedynkują na korytarzach! Gdyby tylko Dumbledore pozwolił mi używać moich łańcuchów... Ale nie, bo to "nie jest wychowawczy sposób". Już ja bym im pokazał! Nareszcie w tej szkole zapanowałby ład i porządek... - na szczęście woźny szybko sobie poszedł.
Gryfoni szybko ewakuowali się w bezpieczniejsze miejsce.
- Nic wam nie jest? - rzucił ktoś z nich.
- Nie, chyba wszystko jest dobrze - powiedziała Lily - Macie swoją karę. Chodź, Mil.
- Moment - powiedziała dziewczyna, odwracając się w kierunku Syriusza - Jesteś największym gnojkiem i dupkiem jakiego spotkałam. Ty też, Potter, ale średnio mnie interesujesz.
Ruszyła za Lily, ale w pewnej chwili wróciła się i uderzyła Blackowi z otwartej dłoni prosto w policzek
- Uważaj z kim zadzierasz, Łapo - powiedziała i zniknęła razem z przyjaciółką za rogiem.
- Chyba mi się należało, co? - rzucił w przestrzeń.
- Nie sądzę, żeby to był koniec - stwierdził smętnie Remus - Ale na razie się tym nie przejmujmy. Chodźmy na błonia, jest ładna pogoda, a lekcji już nie mamy.
- Dobry pomysł - wzruszył ramionami Peter i czwórka przyjaciół ruszyła w kierunku wyjścia z zamku.
A teraz zapraszam do czytania. To już 35 notka, niemalże jubileuszowa. Mam nadzieję, że z okazji 50 notki uda mi się coś zorganizować dla was, drodzy czytelnicy. No, już nie piszę tego wstępu, bo zaraz będzie dłuższy niż sama notka. :) No i za betę dziękuję niezastąpionej side_of_sky, która znajduje czas dla mnie ZAWSZE. ^.^
Komentujcie ludzie, to ważne dla mnie! ~Łapa
- Nadal nie rozumiem, o co ci chodzi! - krzyknął James.
- O to, debilu, że nie musiałeś się na nim tak wyżywać! Twoje ego było na zbyt niskim poziomie i musiałeś się dowartościować?! Ty naprawdę mózgu nie posiadasz, czy tylko udajesz?! - Lily niebezpiecznie mrużyła oczy.
- Powinnaś mi dziękować, przy...
- CO? Podziękować ci? Jesteś największym idiotą jakiego spotkałam! Jak można być takim imbecylem?! - Ruda wzniosła ręce do góry w geście bezsilności i szybkim krokiem opuściła Pokój Wspólny Gryfonów.
James, obrażony na cały świat, usiadł przy przyjaciołach.
- Naprawdę nie rozumiem o co jej chodzi. To tylko niewinny żart... Chyba nic złego nie ma w żartach, hę? - zapytał chłopaków.
- Może nieco przesadziliśmy... - zaczął Lupin.
- Daj spokój, Lunatyku! Liczy się zabawa.
Mina Remusa wyrażała jednoznacznie, co o tym sądzi.
Sytuacja wśród Gryfonów była napięta. Mil i Lily trzymały się razem, patrzyły spod byka na Huncwotów. Oni za to nic sobie z tego nie robili. W końcu przyklaskiwała im większość szkoły. Wszystkich bawiło ucieranie nosa zarozumiałym Ślizgonom. Oczywiście nie dotyczyło to tych, których dotykały żarty. Apogeum całej tej złości nastąpiło niedługo potem.
Zapowiadało się, że to będzie zwykła lekcja eliksirów. Profesor Slughorn przechadzał się między ławkami, Ślizgoni i Gryfoni pracowali w ciszy nad Eliksirem Dodającym Wigoru.
- Jak wiecie, musi on dojrzewać kilka dni. Uważajcie na Krew Salamandry. Kilka razy sprawdźcie, czy dobrze odmierzyliście ilość. Zła ilość może dać fatalne skutki - mówił profesor, klepiąc się po swoim opasłym brzuchu.
- Pss, Luniak! - szepnął James.
- Co chcesz?
- Musimy porozmawiać.
- Teraz?
- Tak!
- Teraz to ja warzę eliksir, potem.
- Luniak, nie bądź taki!
- Trzecia ławka, razem z drugą, spokój! - zagrzmiał Slughorn.
Uspokoili się. Jednak Potter kręcił się niespokojnie na swoim miejscu, rozglądał się nerwowo. Syriusz patrzył na niego dziwnym wzrokiem.
- Co jest, Rogaczu?
- Wydaje mi się, że Ślizgoni coś knują. Tylko jeszcze nie wiem co. Jakaś zemsta czy coś.
Black westchnął cicho.
- Daj spokój, nic na razie nam nie zrobią. Chyba - szepnął.
- Trzecia ławka! - zagrzmiał profesor.
- Już, już, panie profesorze - powiedział Łapa - Jamesowi po prostu napis w książce się zamazał i pytał, ile trzeba dodać Krwi Salamandry - skłamał gładko.
Nerwowość dwóch Gryfonów wkrótce udzieliła się wszystkim. Spokojne były tylko Mil i Lily. Pracowały w skupieniu, obok siebie, niemalże wykonując jednocześnie odpowiednie ruchy.
Gdy rozległ się dzwonek, wszyscy odetchnęli z ulgą. Nie wiedzieć czemu, napięcie w klasie było tak gęste, że można było je kroić nożem.
Huncwoci wyszli z pomieszczenia i skierowali się w stronę schodów.
- Ej, wy! - krzyknął ktoś za nimi.
Cała czwórka odwróciła się jak na komendę. Grupa Ślizgonów zagradzała przejście. Część przeszła przez korytarz i zablokowała schody.
- Co chcecie? - zapytał Syriusz, wysoko zadzierając głowę.
- Przepuście nas, do cholery! - Mil przecisnęła się obok wysokiego Ślizgona, przy okazji wciskając mu łokieć pod żebra.
- Nie każdy chce oglądać wasze potyczki - stwierdziła Lily.
Tym samym, dziewczyny znalazły się w pułapce wraz z Huncwotami.
- Pięknie, kurcze, pięknie - warknęła Mil.
- Zapamiętajcie jedno. Nigdy nie zadzierajcie ze Ślizgonami - powiedzieli, wyciągając różdżki.
Zaklęcia zaczęły śmigać.
- Drętwota, Drętwota, Drętwota! - któryś ze Ślizgonów próbował trafić w Syriusza. Z marnym skutkiem.
- Petrificus Totalus! - Mil idealnie trafiła któregoś z przeciwników.
- Drętwota! - James wytrzelił zaklęcie w kierunku Snape'a.
- Protego! - Ślizgon zdążył się ochronić.
- Immobilus! - Peter poczuł, że każdy ruch zaczął wykonywać niezmiernie powoli.
- Levicorpus! - Snape rzucił to zaklęcie w kierunku Lupina, ten zdążył jednak je odbić.
- Zwijamy się, ktoś idzie! - wysoki Ślizgon rzucił w kierunku bandy i po chwili ich nie było.
Kroki rozbrzmiewały coraz głośniej. Lupin rzucił przeciwzaklęcie na Petera.
- Tutaj, szybko! - Potter szybko rozwijał Pelerynę Niewidkę - No właź! - powiedział, patrząc na podejrzliwą Mil.
Zdążyli się ukryć w ostatniej chwili. Filch razem z Panią Norris wszedł na korytarz.
- Widzisz, kochana? Przed chwilą ktoś tu był. Uczniowie znów się pojedynkują na korytarzach! Gdyby tylko Dumbledore pozwolił mi używać moich łańcuchów... Ale nie, bo to "nie jest wychowawczy sposób". Już ja bym im pokazał! Nareszcie w tej szkole zapanowałby ład i porządek... - na szczęście woźny szybko sobie poszedł.
Gryfoni szybko ewakuowali się w bezpieczniejsze miejsce.
- Nic wam nie jest? - rzucił ktoś z nich.
- Nie, chyba wszystko jest dobrze - powiedziała Lily - Macie swoją karę. Chodź, Mil.
- Moment - powiedziała dziewczyna, odwracając się w kierunku Syriusza - Jesteś największym gnojkiem i dupkiem jakiego spotkałam. Ty też, Potter, ale średnio mnie interesujesz.
Ruszyła za Lily, ale w pewnej chwili wróciła się i uderzyła Blackowi z otwartej dłoni prosto w policzek
- Uważaj z kim zadzierasz, Łapo - powiedziała i zniknęła razem z przyjaciółką za rogiem.
- Chyba mi się należało, co? - rzucił w przestrzeń.
- Nie sądzę, żeby to był koniec - stwierdził smętnie Remus - Ale na razie się tym nie przejmujmy. Chodźmy na błonia, jest ładna pogoda, a lekcji już nie mamy.
- Dobry pomysł - wzruszył ramionami Peter i czwórka przyjaciół ruszyła w kierunku wyjścia z zamku.
Subskrybuj:
Posty (Atom)