piątek, 20 lipca 2012

(5 lat później) V Pierwsze spotkanie

Kolejna notka. W pełni napisana przeze mnie. Nie, nie przyznam się, że nie miałyśmy pomysłu jak pisać dalej, kiedy byli w 1. klasie, bo to nieistotne. Dziś może dodam jeszcze jedną notkę. Ogłaszam konkurs na tymczasową betę, bo moja betka znaleziona niedawno (dzięki Eileen) nie ma czasu na razie. ;) Także, kto chce być betą i będzie to robił w miarę dobrze, proszę pisać na huncwoci1@gmail.com . ;D ~Łapa

Remus Lupin, Syriusz Black, Peter Pettigrew siedzieli u Jamesa Pottera na werandzie.
- To były czasy – westchnął Syriusz.
- Czasy, kiedy byliśmy młodzi i niewinni – dodał James.
- Czy my kiedykolwiek byliśmy niewinni? – wtrącił Peter.
- Nie niewinni, tylko głupi – stwierdził Remus.
Siedzieli chwilę w ciszy. Każdy z nich wspominał chwile związane z Hogwartem.
- Ja chcę pełnię – mruknął Łapa.
- Kto chce, to chce – Lupin nagle zrobił się Ponury.
Od kiedy zostali animagami mogli dotrzymywać towarzystwa Remusowi podczas pełni.
- Luniaczku, uśmiechnij się. Spójrz na tę dziewczynę pod sklepem. Podobno preferujesz z takim typem urody, co? – Syriusz wskazał na dziewczynę, na oko w ich wieku. Miała sięgające pasa, lśniące, kruczoczarne włosy i bladą cerę. Stałą pod wyżej wymienionym budynkim i liczyła pieniądze.
- Idź do niej i zagadaj. Swoją drogą, nigdy jej nie widziałem tutaj. A przecież znam każdego w Dolinie – stwierdził Potter.
- Kto by chciał takiego jak ja? – spytał Remus.
- No wiesz, w sumie to jesteś ładny i w ogóle przystojny – pisnął Peter.
Pozostała trójka, jak na komendę, odsunęła się od niego.
- Gwizdek, jesteś pewien, że nie wolisz chłopaków? Od jakiegoś czasu wykazujesz duże zainteresowanie płcią męską – Łapa zzieleniał, Remus zrobił wielkie oczy, Potter dusił się ze śmiechu (tak naprawdę nikt nie wiedział dlaczego), a Glizdogon zarumienił się.
- E! Rogacz, co ty się tak śmiejesz? – spytał Syriusz.
- Bo… ta dziewczyna… kogoś mi przypomina… - wydusił James.
- Kogo niby? – Remus wzruszył ramionami.
- Nikogo, nikogo – Rogacz westchnął głęboko i uspokoił się.
Zauważyli, że dziewczyna idzie w ich stronę. Podeszła do nich i uśmiechnęła się lekko.
- Cześć, jestem Mil Nadows. Macie może pożyczyć 1.20? Muszę zakupy zrobić i mi brakło – zaśmiała się cicho – Ja i moje roztargnienie.
- Jasne, masz. Wprowadziłaś się niedawno? – spytał James, podając jej pieniądze.
- Dzięki. Tak, w sumie to dzisiaj. Może umówimy się tak, że ja zrobię zakupy, w domu chwilę pomogę i wrócę tutaj, by oddać Ci pieniądze?
- Ok. To my czekamy – James uśmiechnął się czarująco.
- To do zobaczenia – rzuciła i już jej nie było.
- Myślicie, że długo jej zejdzie? – spytał Syriusz.
- Skąd mogę wiedzieć? Co ja jestem? Trelawney? – odpowiedział James.
- No… w sumie to nie, ale biorąc pod uwagę pewne aspekty, niewiele ci do niej brakuje – zaśmiał się Syriusz.
Remus widząc, że zapowiada się na kłótnię, zaproponował spacer. Przyjęli tę propozycję z aprobatą. Ruszyli w stronę jeziora.
- James, kogo ci ona przypomina? – wypalił nagle Remus.
- Smarka.
- Jak to? Nie widzę podobieństwa – wtrącił Peter.
- Bo ty, Peter, jesteś zbyt… nieważne. Te włosy i w ogóle. Jak ją zobaczyłem, to od razu pomyślałem o nim. Zobaczycie, jeszcze się okaże, że to jakaś jego siostra, czy coś.
Spacerowali jeszcze jakiś czas. W końcu wrócili na werandę. Czekali jeszcze jakieś 10 minut i wróciła Mil. Wyjęła z kieszeni pieniądze.
- Jeszcze raz dzięki. Ta sprzedawczyni mnie nie lubi – westchnęła.
- Ona nikogo nie lubi – stwierdził James – Tak poza tym to jestem James Potter.
- Syriusz Black.
- Remus Lupin.
- Peter P-Pettigrew.
Dziewczyna nagle zaczęła na nich patrzeć podejrzliwie.
- Czy to wy jesteście tymi Gryfonami, na których tak wieszał psy Severus? – spytała ich.
- Jaki Severus? A! Smarkerus! – wypalił James – znaczy… eee… n-nie denerwuj się t-tak.
Widząc jej minę, sam Merlin by uciekał.
- Jeszcze raz powiecie tak na niego, to będziecie szukać swoich różdżek w pobliskim jeziorze – zagroziła.
- To ty jesteś czarownicą? – wtrącił Syriusz.
- Tak i na wasze nieszczęście będę w Gryffindorze.
- Jak to? – spytał Remus.
- No idę do Hogwartu. Dopiero w tym roku – stwierdziła.
- Dziwne. To tak można? – Syriusz nie rozumiał.
- Można, można. Przeprowadziłam się tutaj z mamą. Wcześniej mieszkałam we Francji – wytłumaczyła widząc ich zdziwione miny – Tam były trochę inne prawa. Na przykład można było używać czarów podczas wakacji. Tak bez czarów jest nudno. No i nie mogę mamie pomóc w porządkach. A dom babki nie należy do najlepszych. Dawno temu zmarła i od tamtej pory nikt tam nie mieszka.
Gdzieś z oddali słychać było kobiecy głos.
- Mil! Severus przyjechał!
- Dobra, muszę iść. Mój kuzynek przyjechał. Do zobaczenia – wstała, otrzepała spodnie i ruszyła w stronę jeziora.
- To Sma… Znaczy Snape jest twoją rodziną? – wypalił Syriusz.
- Tak. Kuzynem – uśmiechnęła się i już jej nie było.

4 komentarze:

  1. Genialne opowiadanie. :) Natknęłam się na wiele opisujących losy Huncwotów, ale żadne z nich nie wciągnęło mnie wystarczająco mocno, abym wytrwała do końca. Z niecierpliwością czekam na kolejne. Oby jeszcze w tym miesiącu. Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Allecto, jak chcesz, to mogę Cię powiadomić o kolejnej notce (mam nadzieję, że dzisiaj) ;). Jak chcesz wiedzieć to po prostu napisz mi na gg: 33957196 i ja Ci już będę pisać kiedy co i jak. ;) ~Łapa

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże cudowne, cudowne, cudowne, ale dziś chyba pójdę spać. Zostawię otwartą stronę. Jutro reszta spamu moimi hu*owymi komentarzami na tym zajebistym blogu.

    OdpowiedzUsuń
  4. te zdziwienie o.o hłehłe

    OdpowiedzUsuń