czwartek, 28 lutego 2013

Witam was po raz chyba ostatni. A więc tak: Rogacz odchodzi. Chcę to napisać bez żadnych boleści ani udawania jak bardzo mi będzie was wszystkich brakować. Możliwe, że będę trochę tęskniła za pisaniem ale trzeba się wziąć za inną część życia.
Na koniec napiszę wam notkę, wybaczcie że będzie odbiegała od tematu ale musiałam. Pozwoliłam sobie wcielić się Lily w moją obecną(nieco głupią) sytuację.
A więc zaczynajmy.
~love Rogacz


Mil odeszła. Przynajmniej na jakiś czas. Nawet nie starała się niczego wyjaśniać, co oznaczało tylko jedno. Stało się coś strasznego.
Lily, późnym wieczorem, naskrobała piórem list do przyjaciółki ale po chwili zrolowała go i wrzuciła do kominka. Jeśli Mil postanowiła zachować nawet wobec niej sekret nie będzie się narzucała. Pamiętała tylko jej 4 słowa "mama jest w mungu".
Pozwoliła sobie dużej posiedzieć w dormitorium niż zwykle. Nadchodziła 3 rano ale ona zdawała się nie patrzeć na czas.
-Czas to pojęcie względne. Wcale nie jest tak późno.-Mruknęła do siebie ziewając. Wzięła podręcznik do eliksirów i próbowała rozwiązać jakieś zadania dodatkowe, ale wyglądało na to że wszystkie były już wykonane. Gdyby nie pomoc Snape'a nie poradziłaby sobie z tym. A gdzie tam Snape'a! Stary udawacz, który nawet nie ma pojęcia jak poderwać dziewczynę. Lubiła jego towarzystwo ale widziała w nim tylko i wyłącznie kolegę, którego kiedyś by mogła nazwać przyjacielem. Ostatnimi czasy coś przed nią ciągle ukrywał, bał się odpowiadać na jej pytania, był złośliwszy. Jego miejsce zajął za to James. Od początku roku szkolnego czuła w głębi swojego serca, że uczucie do niego się rozwijał. Podobał się jej sposób w jaki się śmiał,wygłupiał,popisywał przed nią. Tylko przed nią. Czasami jego komplementy ją rozbrajały ale zawsze umiała pozostać w opanowanej postawie. Skarciła się za te myśli ale one ciągle powracały a ona coraz bardziej się do nich uśmiechała. Do pewnego momentu.
James wyskoczył w samych bokserkach z pokoju dla chłopców. Lily zmierzyła wzrokiem jego umięśnioną klatkę piersiową i lekko się zarumieniła. Miała nadzieje, że chłopak uzna to za blask z płomieni.
-O,Lily!Co tu robisz?-Zapytał pośpiesznie. Zarzucił na siebie ciemną pelerynę, którą trzymał w ręce.
-A nie widać?-Zapytała otrząsając się z podziwu jego postury. Nawet się nie uśmiechnęła,niech nie myśli że jest taka łatwa.
-Znowu się uczysz?-Zapytał dobrotliwie. Nerwowo skubał rękaw, jakby się niecierpliwił.
-O co chodzi,James?-Nie odpowiedziała na pytanie. Chyba na kogoś czekał, a umówił się z tą osobą właśnie tutaj.-Chcesz żebym stąd wyszła?
-E...nie,nie, skądże znowu.-Powiedział ale Lily natychmiast wyczuła w jego słowach kłamstwo.
-Mogę się dowiedzieć na kogo czekasz?-Zgarnęła ze stołu wszystkie swoje książki i uniosła się z fotela.
-Ja? Na nikogo.-Burknął pod nosem.
-Pytam wyraźnie.-Warknęła. Podeszła do niego wolnym krokiem ale on szybko odwrócił spojrzenie,jak nigdy.-O co chodzi,James?
-Nie twoja sprawa.-Mruknął. Nie ważył się podnieść głowy ale jego ton nieco się uniósł.
-Czego się boisz, Potter?-Uniosła jego podbródek jednym palcem.
-Niczego, Lily. Powinnaś iść się położyć.-Wyrwał się. Najwyraźniej nic mu się nie podobało.
-Dobra. Ale wiedz, że zachowujesz się bardzo nietypowo. Zazwyczaj wyraźnie mnie...mniejsza z tym.-Dziewczyna poprawiła sobie włosy. Dlaczego nie powie jej nic miłego? Żadnych przeprosin,wyjaśnień?
Sama do niego podeszła i go przytuliła. Jak najlepsza przyjaciółka. On poklepał ją po plecach ale po chwili ją odtrącił.
-Przepraszam ale nie możesz wszystkiego wiedzieć. Na pewno nie wszystkich sekretów.-Uśmiechnął się do niej smutno.
-Jeśli byłoby to coś związanego z waszą "wielką czwórką" to byś się tak nie zachowywał. Po prostu wolisz ich odstawić żeby ze mną pobyć.Tak to zauważałam.-Otwarła się przed nim. Mogłaby mu teraz powiedzieć, że jest obiektem jej westchnień ale coś go jakby denerwowało.
-Otrzyj łzę, Evans. Nie skorzystałaś.-Teraz już stanął sztywno i patrzył twardo w jej oczy.
-Jaką zaś łzę? Nie mam nad czym płakać, Potter.-Stała się jego przeciwniczką. Uniosła głowę lekko do góry i popatrzyła na niego lekceważąco. Znała dobrze tą Lily, tą która kpi sobie z Jamesa.
-Daruj sobie to. Czemu nie pójdziesz do łóżka?-Warknął.
-A czemu ty nie pójdziesz?
-Zapytałem pierwszy.
-Nie kłóćmy się.-Wypuściła powietrze z ust. Nie mogła pozwolić sobie na takie niedogodności. Podobał się jej, to rzecz pewna ale on już nie był taki jak kiedyś.
-No tak, przepraszam. Muszę się uspokoić to wszystko przez...eee...Syriusza. Musisz wracać do pokoju bo się z nim tutaj umówiłem i nie chciał żeby był tu ktokolwiek. Proszę.-Przybrał minę małego kotka. Ona natychmiast wyczuła, że James kombinuje.
-Jasne. Jutro mi powiesz o co chodziło?
-Zależy co się stanie.-Uśmiechnął się do niej. A zrobił to tak słodko, że nie mogła się oprzeć i jak na rozkaz poszła do pokoju dziewczyn.

Następnego dnia widziała go całującego się z nijaką Allys Bennet z Gryffindoru. Dziewczyna dosyć ładna i zabawna. Właściwie Lily się z nią kolegowała.
Zaschło jej w ustach ale zamiast zapytać się czemu ją okłamał pobiegła w drugi korytarz.
Tchórz.



Żegnajcie, kochani ;*

sobota, 2 lutego 2013

XXVIII Perypetie rodzinne

Notka w całości wymyślona w drodze do szkoły. Chciałabym ją zadedykować pewnemu chłopakowi, który trochę Syriusza mi przypomina. I tak tego nie przeczyta, ale co tam. ;D No, czytajcie i komentujcie. ;) ~Łapa

Kilka dni minęło w spokoju. Mil spotkała się jeszcze kilka razy z Syriuszem. Spędzali miło czas na spacerach i rozmowach. Czasem grali w szachy. Dziewczyna w ostatnich dniach często się uśmiechała, jednak radość nie sięgała oczu. Były na swój sposób smutne, przygaszone. Zniknęły wesołe ogniki, stały się jeszcze ciemniejsze. Syriusz był przy niej, czuwał, pocieszał. Wszystko zaczęło się kilka dni po Walentynkach.
Była to sobota, wolne od lekcji. Mil, Syriusz i James do południa mieli trening Quidditcha, a potem wolne. Dziewczyna cieszyła się - w końcu będzie miała kilka wolnych chwil dla Moniki. Po treningu poszła wziąć prysznic i wróciła do PW. Przed kominkiem siedziała jej siostra i odrabiała prace domowe. Starsza dziewczyna usiadła przy mniejszej i zajrzała jej przez ramię.
- Zaklęcia pisze się przez ę, a nie przez en - zwróciła uwagę siostrze.
- Co? A, już poprawiam - dziewczynka uśmiechnęła się.
Do PW zeszły Alexis i Lily. Miny miały wściekłe. Podeszły do dziewczyn.
- Miley Kasandro Nadows. Proszę za mną, albo własnoręcznie cię uduszę - wycedziła Alexis.
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i poszła za przyjaciółkami. Weszły do ich dormitorium.
- O co chodzi? - spytała.
- Ty się jeszcze pytasz o co chodzi?! Ogłupiałaś?! Upadłaś na głowę?! Wypiłaś jakiś eliksir?! Zamieniłaś się na mózgi z Blackiem?! - wydarła się na nią Alexis.
- Nadal nie wiem o co chodzi.
- Nie udawaj głupiej - warknęła Lily.
- No przepraszam bardzo, jeśli czegoś nie wiem, to raczej to nie moja wina.
- Ty głupia idiotko! Zobacz! ZOBACZ! - podsunęły jej pod nos list zaadresowany do niej. Pieczęć była złamana.
- Czytałyście moje listy?! Moją korespondencję?! Przepraszam bardzo, nie muszę się tłumaczyć! - dziewczyna zabrała list i szybko go przeczytała - I wy myślicie, że to prawda?
- Owszem - odpowiedziały zgodnie.
- No i świetnie. Ja nie mam zamiaru się wam tłumaczyć. Przyjdźcie jak zmądrzejecie - dziewczyna wróciła do siostry. Po chwili zdała sobie sprawę, że wszyscy będący w PW słyszeli kłótnię.
- Co się stało? - zapytała Monica.
- A nic. Nieważne. Nie martw się. Ja pójdę się przejść - uśmiechnęła się słabo i wyszła na korytarz.
Po raz kolejny sięgnęła po list.

Droga Mil!
Dużo czasu minęło, od kiedy ostatni raz się widzieliśmy. Słowo daję, bez ciebie jest tutaj tak nudno. Nie ma z kim gadać i w ogóle. Strasznie tęsknię za tobą. W ferie powinienem być w Anglii. Spotkamy się? Oczywiście, jeśli będziesz miała czas wolny. Wszyscy bardzo tęsknimy i w ogóle. Zawsze miałaś najlepsze pomysły. Ostatnio słyszałem, jak nauczyciele narzekają, że nie mają kogo karać. Chyba nie zrobiłaś się grzeczna? Nadal grasz w Quidditcha? A co tam u Alexandry? Ma chłopaka? A ty masz? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. W sumie my tak mało wiemy o tobie. No, ale twoje nazwisko mówi wszystko. Chyba nie używasz tego durnego "Nadows"? Głupio by było.
Całuję mocno
Cornel.

Mil westchnęła. Pamiętała Cornela aż za bardzo. Od zawsze trzymał się z nią. W pewnym sensie był jej przyjacielem. Ona wiedziała o nim wszystko, a on o niej tak mało. Dziewczyna nie chciała być poznana. Jej prawdziwe nazwisko... wszyscy "lubili" ją tylko dlatego, że bali się jej nazwiska. Dlatego teraz, razem z matką i rodzeństwem, używała nazwiska Nadows. Chciała, by inni lubili i szanowali ją za to, kim jest, a nie za to, jakie ma nazwisko.
- Hej! Mil! Mil! - Syriusz biegł w jej stronę z małą sówką w ręce.
- O co chodzi? - spytała lekko przestraszona.
- List do ciebie - chłopak podał jej sówkę.
Szybko odwiązała list od nóżki i przeczytała:

Mil!
Mama jest w Mungu. Nie mów nic Monice, niech się nie martwi. Spotkaj się ze mną za 10 minut pod gabinetem Dumbledore'a. Weź tylko najpotrzebniejsze rzeczy, resztę najwyżej ci wyślą sową. Pospiesz się.
Anthony

- O cholera... - wyszeptała tylko.
- Co się stało? - zapytał chłopak.
- Mama jest w Mungu. Muszę lecieć!
Dziewczyna zatrzymała się przed wejściem do pokoju Gryfonów.
- Miecz Gryffindora - powiedziała hasło.
Obraz odchylił się i Mil weszła do PW. Moniki już nie było - musiała iść spać. Szybko podeszła do Alexis i Lily siedzących w kącie.
- Wiem, że jesteście na mnie złe, ale posłuchajcie... - zaczęła.
- Niby dlaczego? - prychnęła Alexis.
- Mama jest w Mungu, zaopiekujcie się Moniką. Nie mówcie jej nic, wymyślcie coś, proszę. Nie wiem, ile mnie nie będzie, ale przysyłajcie mi codziennie notatki, proszę - zrobiła prosząco - zmartwioną minę.
- No dobra, dobra. Leć - powiedziały, trochę udobruchane.
Mil wpadła do dormitorium, wzięła torbę i szybko wpakowała do niej kilka książek, kosmetyczkę i notatki. Równie prędko wyszła z niego i wpadła wprost na Syriusza.
- Uważaj na siebie - powiedział.
- Zawsze uważam - szepnęła i, w odruchu rozpaczy, przytuliła się do niego mocno.
Chwilę później już jej nie było. Na łeb, na szyję leciała przed gabinet Dumbledore'a. Tam już czekał na nią Anthony.
- Jesteś już. Chodź, Dumbledore ma dla nas świstoklik - powiedział chłopak.
Weszli do gabinetu, tam przywitał ich dyrektor Hogwartu.
- Przeniesiecie się prosto do Munga. Uważajcie na siebie. Ciebie, panno Nadows, zwolniłem ze wszystkich lekcji pod pretekstem chwilowego wyjazdu do Francji, w celach naukowych. Oczywiście to jest wersja dla uczniów. Nauczyciele wiedzą o wszystkim.
- Dziękuję, panie profesorze.
- Dobrze - podał im starą gazetę - Macie jeszcze trzy, dwa, jeden...
Oboje dotknęli palcem świstokilik. Poczuli szarpnięcie w okolicy pępka i chwilę potem znaleźli się w recepcji św. Munga.