niedziela, 22 lipca 2012

VI Odwiedziny cz. I

Kolejna notka. Chciałabym podziękować mojej becie: Alaizabel. Jesteś świetna! :* W sumie ten rozdział wyszedł mi bardzo krótki. ;( No, ale... trudno. W pełni napisany przeze mnie i zbetowany przez Alaizabel. ;) ~Łapa


Mil weszła do domu. Przy kuchennym stole siedział tłustowłosy chłopak z czarnymi oczami. Na ustach zastygł mu kpiący uśmieszek.
"Bożesz Ty mój, jak ja nienawidzę tej jego miny"  - pomyślała dziewczyna, ale mimo to uśmiechnęła się promiennie.
- Sev! Ile ja Cię czasu nie widziałam! Aleś urósł. Jak tam ciocia Eileen? Wiesz, poznałam tych Huncwotów, czy jak im tam. Wcale nie są tacy źli jak mówisz. Tylko mnie trochę denerwują Ci cali Syriusz i James. Są jacyś dziwni. Ale Remus, czy jak mu tam, wydaje się ciekawy - dziewczyna paplała jeszcze długo nie dając dojść do słowa Severusowi.
- Mil, uspokój się. Znowu masz słowotok - do pomieszczenia weszła jej matka. Miała około 35 lat. Czarne włosy spadały kaskadami na plecy. W ciemnych oczach widać było czujność wynikającą z doświadczenia zbyt dużego jak na kobietę w tym wieku. Lata spędzone z tyranem widocznie odbiły się na jej wyglądzie. Jednak teraz uśmiechała się w bardzo podobny sposób do Mil.
- Chodź, Seviś pokażę Ci Dolinę - powiedziała dziewczyna do chłopaka.
Zniknęła na chwilę za drzwiami prowadzącymi do jej pokoju. Po chwili wyszła z niego ubrana w zwykłą, białą sukienkę - Idziesz?
- Co ja ci mówiłem o tym "Seviś"?! Poza tym, czy ja mam wybór?
- Nie.
- No więc wła...
- Nie zaczyna się zdania od "no więc", Sev - pouczyła go dziewczyna.
- Chcesz krówkę - mordoklejkę? Zamknęłabyś się wreszcie.
- Nie dziękuję, raczej nie skorzystam. Może innym razem.
- Jesteś równie uparta jak moja matka i twoja razem wzięte.
- Nie. Jeszcze bardziej - z tymi słowami wyszła na zalaną słońcem dróżkę.
- Jakie przedmioty wybierasz na SUM-y? - spytał Severus próbując zmienić temat.
- Transmutację, Numerologię, Starożytne Runy, Obronę, Astronomię, Zaklęcia, Historię Magii, Eliksiry i Zielarstwo. A Ty?
- To samo, tylko zamiast Numerologii mam Wróżbiarstwo. Jak Ci idzie na
eliksirach?
- Wiesz... eliksiry to sztuka, cytując klasyka. Idzie mi nawet nieźle. Na egzaminach miałam W, także dobrze - uśmiechnęła się.
Szli jeszcze kawałek. Wtem drogę zastąpił im James Potter i reszta.
- Kogo ja widzę? - zaczął - Pan Severus Sma...
- A kogo ja widzę? - przerwała mu Mil w pół zdania - James Potter & Spółka. Zmiataj stąd w podskokach, bo nie ręczę za siebie.
- A co mi zrobisz, dziewczynko? - to był jego błąd. Co jak co, ale Mil Nadows nie pozwoli tak do siebie mówić. Podeszła do niego z kpiącym uśmieszkiem i pochyliła się w jego stronę (swoją drogą chłopak miał
ładny widok na jej dekolt) i delikatnie ugryzła w ucho. Chwilę później leżał na ziemi zwijając się z bólu. Dziewczyna wyprowadziła piękny cios kolanem między nogi Pottera.
- Właśnie to, Potter - odpowiedziała.
- Mil! Stawiam ci lody! - wykrzyknął Syriusz pomagając wstać przyjacielowi - Stary Rogaczu, z takimi dziewczynami się nie zadziera. Mało ci już policzków od Evansówny?
- I Ty Brutusie przeciwko mnie? - wykrztusił poszkodowany - I z czego rżysz jak koń, Snape?
Rzeczywiście, Severus śmiał się do rozpuku.
- Nadows... Muszę częściej do Ciebie przyjeżdżać, jeśli takie akcje będą się powtarzać - stwierdził zainteresowany.
- Nie przyzwyczajaj się - warknęła, nagle straciwszy cały dobry humor - Chodź, pokażę Ci jezioro.
Wyminęła chłopaków i nie czekając na kuzyna ruszyła w stronę jeziorka. Pozostała piątka nadal stała oniemiała.
- Ta dziewczyna zadziwia mnie coraz bardziej - mruknął Syriusz.
- Tego można było po niej się spodziewać. Taka już jest - odpowiedział mu Sev, nawet nie zauważając, że w normalny sposób rozmawia ze swoim wrogiem.
- Pewnie tak.
- Nie wiem jak Wy, ale ja tam idę nad jezioro - stwierdził nagle Remus, po czym ruszył w stronę jeziora, a za nim pozostała czwórka.

piątek, 20 lipca 2012

(5 lat później) V Pierwsze spotkanie

Kolejna notka. W pełni napisana przeze mnie. Nie, nie przyznam się, że nie miałyśmy pomysłu jak pisać dalej, kiedy byli w 1. klasie, bo to nieistotne. Dziś może dodam jeszcze jedną notkę. Ogłaszam konkurs na tymczasową betę, bo moja betka znaleziona niedawno (dzięki Eileen) nie ma czasu na razie. ;) Także, kto chce być betą i będzie to robił w miarę dobrze, proszę pisać na huncwoci1@gmail.com . ;D ~Łapa

Remus Lupin, Syriusz Black, Peter Pettigrew siedzieli u Jamesa Pottera na werandzie.
- To były czasy – westchnął Syriusz.
- Czasy, kiedy byliśmy młodzi i niewinni – dodał James.
- Czy my kiedykolwiek byliśmy niewinni? – wtrącił Peter.
- Nie niewinni, tylko głupi – stwierdził Remus.
Siedzieli chwilę w ciszy. Każdy z nich wspominał chwile związane z Hogwartem.
- Ja chcę pełnię – mruknął Łapa.
- Kto chce, to chce – Lupin nagle zrobił się Ponury.
Od kiedy zostali animagami mogli dotrzymywać towarzystwa Remusowi podczas pełni.
- Luniaczku, uśmiechnij się. Spójrz na tę dziewczynę pod sklepem. Podobno preferujesz z takim typem urody, co? – Syriusz wskazał na dziewczynę, na oko w ich wieku. Miała sięgające pasa, lśniące, kruczoczarne włosy i bladą cerę. Stałą pod wyżej wymienionym budynkim i liczyła pieniądze.
- Idź do niej i zagadaj. Swoją drogą, nigdy jej nie widziałem tutaj. A przecież znam każdego w Dolinie – stwierdził Potter.
- Kto by chciał takiego jak ja? – spytał Remus.
- No wiesz, w sumie to jesteś ładny i w ogóle przystojny – pisnął Peter.
Pozostała trójka, jak na komendę, odsunęła się od niego.
- Gwizdek, jesteś pewien, że nie wolisz chłopaków? Od jakiegoś czasu wykazujesz duże zainteresowanie płcią męską – Łapa zzieleniał, Remus zrobił wielkie oczy, Potter dusił się ze śmiechu (tak naprawdę nikt nie wiedział dlaczego), a Glizdogon zarumienił się.
- E! Rogacz, co ty się tak śmiejesz? – spytał Syriusz.
- Bo… ta dziewczyna… kogoś mi przypomina… - wydusił James.
- Kogo niby? – Remus wzruszył ramionami.
- Nikogo, nikogo – Rogacz westchnął głęboko i uspokoił się.
Zauważyli, że dziewczyna idzie w ich stronę. Podeszła do nich i uśmiechnęła się lekko.
- Cześć, jestem Mil Nadows. Macie może pożyczyć 1.20? Muszę zakupy zrobić i mi brakło – zaśmiała się cicho – Ja i moje roztargnienie.
- Jasne, masz. Wprowadziłaś się niedawno? – spytał James, podając jej pieniądze.
- Dzięki. Tak, w sumie to dzisiaj. Może umówimy się tak, że ja zrobię zakupy, w domu chwilę pomogę i wrócę tutaj, by oddać Ci pieniądze?
- Ok. To my czekamy – James uśmiechnął się czarująco.
- To do zobaczenia – rzuciła i już jej nie było.
- Myślicie, że długo jej zejdzie? – spytał Syriusz.
- Skąd mogę wiedzieć? Co ja jestem? Trelawney? – odpowiedział James.
- No… w sumie to nie, ale biorąc pod uwagę pewne aspekty, niewiele ci do niej brakuje – zaśmiał się Syriusz.
Remus widząc, że zapowiada się na kłótnię, zaproponował spacer. Przyjęli tę propozycję z aprobatą. Ruszyli w stronę jeziora.
- James, kogo ci ona przypomina? – wypalił nagle Remus.
- Smarka.
- Jak to? Nie widzę podobieństwa – wtrącił Peter.
- Bo ty, Peter, jesteś zbyt… nieważne. Te włosy i w ogóle. Jak ją zobaczyłem, to od razu pomyślałem o nim. Zobaczycie, jeszcze się okaże, że to jakaś jego siostra, czy coś.
Spacerowali jeszcze jakiś czas. W końcu wrócili na werandę. Czekali jeszcze jakieś 10 minut i wróciła Mil. Wyjęła z kieszeni pieniądze.
- Jeszcze raz dzięki. Ta sprzedawczyni mnie nie lubi – westchnęła.
- Ona nikogo nie lubi – stwierdził James – Tak poza tym to jestem James Potter.
- Syriusz Black.
- Remus Lupin.
- Peter P-Pettigrew.
Dziewczyna nagle zaczęła na nich patrzeć podejrzliwie.
- Czy to wy jesteście tymi Gryfonami, na których tak wieszał psy Severus? – spytała ich.
- Jaki Severus? A! Smarkerus! – wypalił James – znaczy… eee… n-nie denerwuj się t-tak.
Widząc jej minę, sam Merlin by uciekał.
- Jeszcze raz powiecie tak na niego, to będziecie szukać swoich różdżek w pobliskim jeziorze – zagroziła.
- To ty jesteś czarownicą? – wtrącił Syriusz.
- Tak i na wasze nieszczęście będę w Gryffindorze.
- Jak to? – spytał Remus.
- No idę do Hogwartu. Dopiero w tym roku – stwierdziła.
- Dziwne. To tak można? – Syriusz nie rozumiał.
- Można, można. Przeprowadziłam się tutaj z mamą. Wcześniej mieszkałam we Francji – wytłumaczyła widząc ich zdziwione miny – Tam były trochę inne prawa. Na przykład można było używać czarów podczas wakacji. Tak bez czarów jest nudno. No i nie mogę mamie pomóc w porządkach. A dom babki nie należy do najlepszych. Dawno temu zmarła i od tamtej pory nikt tam nie mieszka.
Gdzieś z oddali słychać było kobiecy głos.
- Mil! Severus przyjechał!
- Dobra, muszę iść. Mój kuzynek przyjechał. Do zobaczenia – wstała, otrzepała spodnie i ruszyła w stronę jeziora.
- To Sma… Znaczy Snape jest twoją rodziną? – wypalił Syriusz.
- Tak. Kuzynem – uśmiechnęła się i już jej nie było.

czwartek, 5 lipca 2012

IV Nocna przygoda

Chciałabym podziękować "Anonimowemu" za skomentowanie naszych postów. Każdy ma prawo komentować zarówno pozytywnie, jak i mniej pozytywnie. ;) Dlatego dziękuję. Na pewno z Rogaczem weźmiemy to pod uwagę. Ta notka jest napisana przez Rogaczysko, a ja je tylko sprawdziłam i skorygowałam błędy. ;) ~Łapa

- Goblinowy miecz. - Wypowiedzieli równo hasło, na co obraz z Grubą Damą (nieco niezadowoloną z powodu, że ktoś ją budzi) się otworzył i ukazał im ciemny korytarz.
Wybiegli przed siebie, nawet nie próbując tłumiąc głośnych kroków. Co chwilę musieli przystawać by zasłonić czyjąś stopę.
Oddechy były szybkie i nierówne.
- Ej, gdzie tak właściwie idziemy? - Zapytał Remus. James i Syriusz wymienili rozbawione spojrzenia. Dobre pytanie.
- Na koniec świata i jeszcze dalej! - Wykrzyknął Potter, zanim ugryzł się w język. Zapomniał całkowicie, że nauczyciele tylko czyhają by kogoś przyłapać.
- Zamknij ryj, (przypis Łapy: nie sądzę, żeby Remus mówił tak... nieładnie w wieku 11 lat, ale ok, nie będę zmieniać, bo to Twoja notka, Rogaczu ;D) James. - Warknął Remus. - Nie chcę być ukarany.
- Bez ryzyka nie ma zabawy. - Syriusz poklepał go po ramieniu,mówiąc to nad wymiar głośno.
Tuż po tych słowach zobaczyli jakiś cień zbliżający się do nich.
- Oho, brawo. - Jęknął Peter.
- Za małe kształty jak na nauczyciela. - Oszacował Lupin. - To musi być uczeń, ale nie wykluczone, że nie naskarży.
- Dobra. Teraz się uciszmy i zobaczymy kto to taki. - Szepnął Syriusz. (przp Łapy: szybka zmiana tonu? ;D) Stali w miejscu dopóki osoba się wystarczająco nie przybliżyła.
Nawet z bliskiej odległości trudno było powiedzieć kto to. Czarna, długa peleryna z kapturem na głowie okrywała całe ciało. Ale chłopacy rozpoznali tłuste, ciemne włosy - Smarkerus.
- Jego chyba nie ma się co bać. - Parsknął do ucha Syriusza James.
- Kto tu jest? - Zapytał drżącym głosem Snape.
- Duuuuchy! - Zastraszył Syriusz.
- Dajcie spokój. - Mruknął Remus.
- Jasne. Duchów już się nie boję, bo widzę je na co dzień w Hogwarcie. - Burknął Smark.
- Do póki nie wiesz jak bardzo potworne być potraaafią! - Kontunuował Syriusz.
- Mhm...Taaa. - Snape obrócił się na pięcie i ruszył w przeciwną stronę.
- DEFODIO! (przyp. Łapy: takie zaklęcia?! Remus?! ;o) - Ryknął Remus, i zwrócił swoją różdżkę w stronę stóp Snape'a.
Podłoga zatrzeszczała pod nim i przewrócił się gdy jej kawałki odłupały się od gruntu.
- Jeszcze się spotkamy, Smarkerusie. - Zaśmiał się James i wraz z kolegami pobiegli by wrócić do dormitorium.
-Wiem kim jesteście! - Wrzasnął jeszcze za nimi Snape.
- Uh, niedobrze. - Zadrżał Peter.
- Raz kozie śmierć, Glizdogonie. - Zaśmiał się Syriusz.
- Ekhem...- Chrząknął Remus. - Chyba minęliśmy obraz z Grubą Damą.
- I o to właśnie chodzi. Co powiecie na świeże powietrze? - Zachichotał James.
- Mroooczny Las! - Zaproponował Łapa. (przyp. Łapy: ja rozumiem, że Syriusz był... naćpany (?) ale że aż tak?)
- CO?! Tam są bodajże... na przykład... wszystko co najbardziej złe! Nie możemy tam iść! - W oczach Petera pojawiły się iskierki strachu. W życiu by nie pozwolił na spotkanie z najgorszym.
- Ta, ta, ta, wielce straszne. Możesz zostać jeśli się boisz. - Żachnął się James. - Poradzimy sobie bez ciebie.
- Nie możemy tam iść bez żadnej opieki! - Zaprotestował nagle Lupin.Wolał już iść z nimi, znał przynajmniej trochę zaklęć.
- No więc opiekunko, idziesz z nami? - Zapytał Syriusz, jednocześnie ciągnąc go za nadgarstek.
Remus westchnął głośno i kiwnął niepewnie głową.Obiecywał sobie, że to był jego pierwszy i ostatni raz...
Wybiegli poprzez bramę. Nie musieli mówić żadnych zaklęć dających światło, ponieważ księżyc dokładnie oświetlał ścieżkę. Peter wzdrygał się za każdym razem gdy usłyszał jakiś szelest.
- Glizda, jeśli będziesz takim tchórzem to nigdy więcej cię nigdzie nie weźmiemy. - Warknął James.
Peter odpowiedział coś szybko i nie wyraźnie, ale nikt nie obchodził się jego słowami.
- Domek gajowego. - Powiedział Remus. - Podobno ma psa, który ma dobry węch. Lepiej omińmy tą chatkę.
Chłopcy kiwnęli głowami. Przed nimi ciągnął się gąszcz lasu. Nawet tam nie weszli, a już wyglądał przerażająco.
- T-to m..może zrezygnuję? - Peter niemalże oblał się łzami.
- Jasne. Ale nie damy ci peleryny niewidki. - Zgodził się James. (przyp. Łapy: szantaż? ;>)
- To zostaję. - Poddał się Glizdogon.
- Dobra Rogaczu, nie obijajmy się. Ruszajmy, Huncwoci! (przyp. Łapy: naćpany!) - Syriusz wepchnął się na przód i postanowił prowadzić drużynę, ale James się temu sprzeciwił:
- Hola, hola, Łapo! Nie przesadzaj! Ja byłem pierwszy! - Zepchnął go żartobliwie na bok.
- Nie możecie po prostu obydwaj być naszymi przewodnikami? - Westchnął Remus.
James i Syriusz zaśmiali się i przybili sobie, bez powodu, "piątkę".
Gdy stali już przy samym skraju lasu, zrzucili z siebie pelerynę niewidkę.
- To może być nieprzyjemna przygoda,moi drodzy. - Ostrzegał z rozbawieniem Rogacz. - Ale damy radę, prawda?
- Damy radę! - Zgodził się radośnie Łapa.
- A ja się obawiam... - Zaczął Remus.
- Nie ma czasu na obawy, Lunatyku. - Przerwał mu Syriusz.
Każdy z nich zrobił jeden, długi krok i takim o to sposobem znaleźli się w Zakazanym Lesie.