Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale nie miałam kompa. ;c Teraz mam i przyrzekam rzetelnie pisać rozdziały. Umówmy się tak, że będą się pojawiały co tydzień, we wtorki. Jeśli będą jakieś obsuwy, będziecie powiadomieni. ;) Matko, już 31 notek. Wiecie, że to już prawie rok? Rok, odkąd, z Rogaczem, założyłyśmy ten blog. A teraz Rogacza już nie ma. Odeszła. Tak jakoś... smutno, że nie pisze już razem ze mną. Co do komentarzy, że 'jestem drugą Rowling'. Kochani, ja drugą Rowling nigdy nie będę. Bo królowa jest tylko jedna. ;3 Miejmy nadzieję, że może kiedyś wydam jakąś książkę. :3 Bo to moje marzenie. Dziękuję osobie o nicku 'kocham cię' za tak aktywne komentowanie wszystkich notek. :3 W ciągu jednego dnia. :D Ogólnie dziękuję Wam wszystkim za tak miłe komentarze. ;3 To bardzo ważne, bo mnie to motywuje. :3 Myślę, że to na tyle, przepraszam jeszcze raz. ;) A! Za poprawienie dziękuję side_of_sky. Link do jej bloga znajdziecie w bocznym pasku - "Szkatułka". :D Zapraszam do czytania i komentowania. :* ~Łapa
Nadszedł dzień, którego Mil nie cierpiała. Jej
urodziny. Od zawsze uważała je za zbędne święto. Ale w jej domu każde urodziny
zawsze były obchodzone hucznie. Dziewczyna w końcu doszła do wniosku, że jej
rodzina nie ma nic lepszego do roboty, tylko urządzanie imprez. Mogliby się
wziąć za jakąś porządną pracę.
Walczyć z głodem i niesprawiedliwością na świecie. Zrobić obiad. Wywiesić
pranie. Pójść na Pokątną po jej nową miotłę. Cokolwiek. Przecież jest tyle
zajęć ważniejszych od tego jednego głupiego dnia w roku! Mil kompletnie ich nie
rozumiała. Dlatego cieszyła się, że jej urodziny wypadły w środku tygodnia, tuż
przed SUMami. Zawsze mogła się
zasłonić nauką, pracami domowymi i innymi rzeczami związanymi ze szkołą.
Dziewczyna podniosła się z łóżka. W nogach swojego
posłania miała pełno prezentów. Spojrzała sceptycznie na górę paczuszek.
- W cholerę z nimi - mruknęła do siebie.
Zabrała z szafy świeże rzeczy
i poszła się ubrać. Kiedy po 15 minutach wyszła z łazienki, stos był jeszcze
większy. Zauważyła kolejną sowę wlatującą do pokoju z paczką.
- Dużo jeszcze? - warknęła na Bogu ducha winną sowę,
przy okazji odsznurowując paczkę od nogi sowy.
Prezent rzuciła na łóżko, a
sama wzięła książki, torbę i wyszła z pokoju. W Pokoju Wspólnym czekała ją
kolejna 'niespodzianka'. Alexis powiedziała wszystkim o jej urodzinach. Teraz
każdy pchał się, składając jej życzenia. W końcu udało jej się przecisnąć przez
tłum i uciec z PW. Przysięgła sobie, że wieczorem udusi Alexis. Nie jedząc
nawet śniadania skierowała się do lochów. Podwójne eliksiry, tego jej było
potrzeba.
- Niedługo będą SUMy! Już tylko za 3 tygodnie! Teraz
weźmiemy się za część teoretyczną - zapowiedział Slughorn.
Po sali potoczył się jęk rozpaczy. "To będzie
koszmar" - pomyślała Mil waląc głową w ławkę. Dzień zapowiadał się
koszmarnie.
Dziewczyna ledwo wytrzymała te 2 godziny. Wychodząc z
klasy weszła na swojego kuzyna.
- O! Severus. Dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie?
- zapytała, uśmiechając się lekko.
- Mam problemy. Pomożesz mi? - spytał cicho.
- SMARKERUS! - ryknął na cały korytarz James.
- Potter! Spadaj na bambus, póki jeszcze stoję w
miejscu, albo ci pomogę - warknęła.
- Spróbuj tylko. Wywalę cię z drużyny! - zagroził
James.
- Myślisz, że się boję? Ciebie
i twoich beznadziejnych gróźb? Jeśli tak, to chyba cię nie dorobili. A teraz
spadaj, mam inne zajęcia.
- Sama spadaj. Nie będziesz mi mówić co mam robić!
- Widać, że po ludzku nie rozumiesz. Wypad z baru,
brak towaru! - warknęła, machając różdżką. Z magicznego patyczka wyskoczył
orzeł, majestatyczny i piękny, zrobił 3 kółka wokół głowy Jamesa. Po chwili
odleciał za róg. Chłopak, jak w transie, poszedł za nim. Moment później patronus
wrócił, usiadł na kilka sekund na ramieniu Mil i rozpłynął się w powietrzu.
- Dobra, spławiłam go. O co chodzi, Sev?
- Mam poważne kłopoty. A raczej ty. Nie, twoja mama.
Więcej nie mogę powiedzieć, broni mnie przysięga. Wiesz, przyrzeczenie i te
sprawy. Musisz coś zrobić. Nie wiem co, ale zrób coś. Twojej mamie grozi
poważne niebezpieczeństwo. A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego - po tych
słowach chłopak odszedł. Mil stała jeszcze jakiś czas na korytarzu. Potem
stwierdziła, że nie ma czego się bać, przecież Dumbledore powiedział, że
zabezpieczył ich dom.
Reszta dnia minęła koszmarnie.
Na każdej lekcji przypominano im o zbliżających się sumach. Jakby nie mieli
kalendarzy i nie wiedzieli. Do tego pełno osób, których nie znała, składało jej
życzenia. To był najgorszy dzień w roku. "Masakra, masakra, masakra!"
- krzyczała w myślach. W końcu jednakkażdy zły dzień się kiedyś kończy i Mil zasnęła
szczęśliwa, że następnego dnia wszystko będzie po staremu. No może, prawie
wszystko.
Następnego dnia Mil zaspała. Musiała szybko się ubrać
i pobiec na zielarstwo. Wpadła kilka minut po dzwonku do cieplarni numer 3.
- Dzień dobry, pani profesor! Przepraszam za
spóźnienie, zaspałam - powiedziała na wejściu.
- Dzień dobry... Nadows, ty tutaj? Nie powinnaś być u
dyrektora? - spytała pani Sprout.
- O ile wiem, to chyba nie. Coś się stało? - zapytała,
pełna obaw.
- Hmm... no tak, zaspałaś, nic nie wiesz. Za chwilę
powinna być tu profesor McGonagall. Nie, nie szykuj się do lekcji. Myślę, że
pójdziesz do dyrektora.
Po chwili pełnej ciszy i napięcia do cieplarni weszła
McGonagall.
- Nadows, chodź ze mną - powiedziała tylko i wyszła z
pomieszczenia.
- Do... widzenia - powiedziała zdziwiona dziewczyna i
poszła za profesorką.
Po chwili doszły do gabinetu
dyrektora. Wszystko wyglądało jak zwykle. Feniks siedział na swojej żerdzi,
portrety wisiały za biurkiem, misterne przedmioty leżały na stoliczkach o
cieniutkich nóżkach. Tylko Dumbledore był jakiś zafrasowany. No i było tu jej
całe rodzeństwo, zbyt ciche i zbyt smutne jak na nich.
- Panno Nadows, sądzę, że nie czytała pani porannej
gazety? - zapytał dyrektor.
- Nie... panie dyrektorze. Coś się stało? -
odpowiedziała.
Dyrektor bez słowa podał jej
Porannego Proroka. Na pierwszej stronie widniał ich dom w Dolinie Godryka. Nic
w tym dziwnego, gdyby nie to, że nad domem widniał Mroczny Znak. A ratownicy
raz, po raz wynosili nosze opakowane w czarny worek. Wielki nagłówek głosił: Mary Malfoy nie żyje. Została
zabita przez Śmierciożerców. Więcej
czytaj na stronie 7.
Mil szybko przerzuciła strony gazety. Oto co
przeczytała:
W nocy z 7 na 8 kwietnia do
małego domku w Dolinie Godryka przybyli Śmierciożercy. Mieszkała tam Mary Malfoy,
podająca się jako Mary Nadows. Kobieta przed śmiercią została poddana licznym
torturom. W domu widać ślady walki. Ministerstwo próbuje ustalić...
Mil więcej nie czytała. Wielkie łzy pociekły po jej
policzkach. Upuściła gazetę i zaniosła się szlochem.
- Przykro mi - powiedział Dumbledore, a było to
ostatnie, co usłyszała.
Trochę smutłam, bo jednak to Mama...
OdpowiedzUsuńAle rozdział mi się podobał, i to dobrze wiesz.
Poza tym szkoda mi Seva, ale to mój snaperyzm się odzywa ;)
Pisz więcej! A ja będę cierpliwie sprawdzać :)
Całuję!
Ej, Ola, czemu taki krótki? :D
OdpowiedzUsuńJak mogłaś uśmiercić jej matkę?! Normalne How cut you?!
Zły James. A co ona wyczarowała za patronusa? O.o on był dziwny.
Posłuchałaś mnie! :D dodajesz notki regularnie xD
Pozdrawiam : *
Kiedy czytałam o śmierci mamy Mil, myślałam, że Cię uduszę. :D Ej, niech w końcu tę dziewczynę spotka coś dobrego, co? :P Mimo tego, że płaczę (nie ma to jak wyobrazić sobie śmierć własnej mamy :C) kocham Twojego bloga. Pozdrawiam. :* <3
OdpowiedzUsuńPięknie, jak zawsze! Co mam tu w takim razie mówić ? ;* Nie załamuj się że już z tobą nie piszę i tak cię kocham (Boże, ale jestem słodka XD ) iii postaraj się więcej nawiązać do huncwotów bo to miało być o nich a coś mi się tu wydaje, że piszesz tylko o Mil ;)
OdpowiedzUsuń~Rogaczysko
Niedawno znalazłam ten wspaniała blog i się w nim zakochałam :3 Łapo!Masz świetne pomysły i mam nadzieje że w przyszłości napiszesz jakąś książke :P
OdpowiedzUsuńNiesamowita notka, bardzo mi się podobała i czekam na następne. Pozdrawiam. :3
OdpowiedzUsuń