wtorek, 21 maja 2013

XXXI Urodziny, znak i śmierć

Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale nie miałam kompa. ;c Teraz mam i przyrzekam rzetelnie pisać rozdziały. Umówmy się tak, że będą się pojawiały co tydzień, we wtorki. Jeśli będą jakieś obsuwy, będziecie powiadomieni. ;) Matko, już 31 notek. Wiecie, że to już prawie rok? Rok, odkąd, z Rogaczem, założyłyśmy ten blog. A teraz Rogacza już nie ma. Odeszła. Tak jakoś... smutno, że nie pisze już razem ze mną. Co do komentarzy, że 'jestem drugą Rowling'. Kochani, ja drugą Rowling nigdy nie będę. Bo królowa jest tylko jedna. ;3 Miejmy nadzieję, że może kiedyś wydam jakąś książkę. :3 Bo to moje marzenie. Dziękuję osobie o nicku 'kocham cię' za tak aktywne komentowanie wszystkich notek. :3 W ciągu jednego dnia. :D Ogólnie dziękuję Wam wszystkim za tak miłe komentarze. ;3 To bardzo ważne, bo mnie to motywuje. :3 Myślę, że to na tyle, przepraszam jeszcze raz. ;) A! Za poprawienie dziękuję side_of_sky. Link do jej bloga znajdziecie w bocznym pasku - "Szkatułka". :D Zapraszam do czytania i komentowania. :* ~Łapa



Nadszedł dzień, którego Mil nie cierpiała. Jej urodziny. Od zawsze uważała je za zbędne święto. Ale w jej domu każde urodziny zawsze były obchodzone hucznie. Dziewczyna w końcu doszła do wniosku, że jej rodzina nie ma nic lepszego do roboty, tylko urządzanie imprez. Mogliby się wziąć za jakąś porządną pracę. Walczyć z głodem i niesprawiedliwością na świecie. Zrobić obiad. Wywiesić pranie. Pójść na Pokątną po jej nową miotłę. Cokolwiek. Przecież jest tyle zajęć ważniejszych od tego jednego głupiego dnia w roku! Mil kompletnie ich nie rozumiała. Dlatego cieszyła się, że jej urodziny wypadły w środku tygodnia, tuż przed SUMami. Zawsze mogła się zasłonić nauką, pracami domowymi i innymi rzeczami związanymi ze szkołą.
Dziewczyna podniosła się z łóżka. W nogach swojego posłania miała pełno prezentów. Spojrzała sceptycznie na górę paczuszek.
- W cholerę z nimi - mruknęła do siebie.
Zabrała z szafy świeże rzeczy i poszła się ubrać. Kiedy po 15 minutach wyszła z łazienki, stos był jeszcze większy. Zauważyła kolejną sowę wlatującą do pokoju z paczką.
- Dużo jeszcze? - warknęła na Bogu ducha winną sowę, przy okazji odsznurowując paczkę od nogi sowy.
Prezent rzuciła na łóżko, a sama wzięła książki, torbę i wyszła z pokoju. W Pokoju Wspólnym czekała ją kolejna 'niespodzianka'. Alexis powiedziała wszystkim o jej urodzinach. Teraz każdy pchał się, składając jej życzenia. W końcu udało jej się przecisnąć przez tłum i uciec z PW. Przysięgła sobie, że wieczorem udusi Alexis. Nie jedząc nawet śniadania skierowała się do lochów. Podwójne eliksiry, tego jej było potrzeba.
- Niedługo będą SUMy! Już tylko za 3 tygodnie! Teraz weźmiemy się za część teoretyczną - zapowiedział Slughorn.
Po sali potoczył się jęk rozpaczy. "To będzie koszmar" - pomyślała Mil waląc głową w ławkę. Dzień zapowiadał się koszmarnie.
Dziewczyna ledwo wytrzymała te 2 godziny. Wychodząc z klasy weszła na swojego kuzyna.
- O! Severus. Dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie? - zapytała, uśmiechając się lekko.
- Mam problemy. Pomożesz mi? - spytał cicho.
- SMARKERUS! - ryknął na cały korytarz James.
- Potter! Spadaj na bambus, póki jeszcze stoję w miejscu, albo ci pomogę - warknęła.
- Spróbuj tylko. Wywalę cię z drużyny! - zagroził James.
- Myślisz, że się boję? Ciebie i twoich beznadziejnych gróźb? Jeśli tak, to chyba cię nie dorobili. A teraz spadaj, mam inne zajęcia.
- Sama spadaj. Nie będziesz mi mówić co mam robić!
- Widać, że po ludzku nie rozumiesz. Wypad z baru, brak towaru! - warknęła, machając różdżką. Z magicznego patyczka wyskoczył orzeł, majestatyczny i piękny, zrobił 3 kółka wokół głowy Jamesa. Po chwili odleciał za róg. Chłopak, jak w transie, poszedł za nim. Moment później patronus wrócił, usiadł na kilka sekund na ramieniu Mil i rozpłynął się w powietrzu.
- Dobra, spławiłam go. O co chodzi, Sev?
- Mam poważne kłopoty. A raczej ty. Nie, twoja mama. Więcej nie mogę powiedzieć, broni mnie przysięga. Wiesz, przyrzeczenie i te sprawy. Musisz coś zrobić. Nie wiem co, ale zrób coś. Twojej mamie grozi poważne niebezpieczeństwo. A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego - po tych słowach chłopak odszedł. Mil stała jeszcze jakiś czas na korytarzu. Potem stwierdziła, że nie ma czego się bać, przecież Dumbledore powiedział, że zabezpieczył ich dom.
Reszta dnia minęła koszmarnie. Na każdej lekcji przypominano im o zbliżających się sumach. Jakby nie mieli kalendarzy i nie wiedzieli. Do tego pełno osób, których nie znała, składało jej życzenia. To był najgorszy dzień w roku. "Masakra, masakra, masakra!" - krzyczała w myślach. W końcu jednakkażdy zły dzień się kiedyś kończy i Mil zasnęła szczęśliwa, że następnego dnia wszystko będzie po staremu. No może, prawie wszystko.
Następnego dnia Mil zaspała. Musiała szybko się ubrać i pobiec na zielarstwo. Wpadła kilka minut po dzwonku do cieplarni numer 3.
- Dzień dobry, pani profesor! Przepraszam za spóźnienie, zaspałam - powiedziała na wejściu.
- Dzień dobry... Nadows, ty tutaj? Nie powinnaś być u dyrektora? - spytała pani Sprout.
- O ile wiem, to chyba nie. Coś się stało? - zapytała, pełna obaw.
- Hmm... no tak, zaspałaś, nic nie wiesz. Za chwilę powinna być tu profesor McGonagall. Nie, nie szykuj się do lekcji. Myślę, że pójdziesz do dyrektora.
Po chwili pełnej ciszy i napięcia do cieplarni weszła McGonagall.
- Nadows, chodź ze mną - powiedziała tylko i wyszła z pomieszczenia.
- Do... widzenia - powiedziała zdziwiona dziewczyna i poszła za profesorką.
Po chwili doszły do gabinetu dyrektora. Wszystko wyglądało jak zwykle. Feniks siedział na swojej żerdzi, portrety wisiały za biurkiem, misterne przedmioty leżały na stoliczkach o cieniutkich nóżkach. Tylko Dumbledore był jakiś zafrasowany. No i było tu jej całe rodzeństwo, zbyt ciche i zbyt smutne jak na nich.
- Panno Nadows, sądzę, że nie czytała pani porannej gazety? - zapytał dyrektor.
- Nie... panie dyrektorze. Coś się stało? - odpowiedziała.
Dyrektor bez słowa podał jej Porannego Proroka. Na pierwszej stronie widniał ich dom w Dolinie Godryka. Nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że nad domem widniał Mroczny Znak. A ratownicy raz, po raz wynosili nosze opakowane w czarny worek. Wielki nagłówek głosił: Mary Malfoy nie żyje. Została zabita przez Śmierciożerców. Więcej czytaj na stronie 7.
Mil szybko przerzuciła strony gazety. Oto co przeczytała:
W nocy z 7 na 8 kwietnia do małego domku w Dolinie Godryka przybyli Śmierciożercy. Mieszkała tam Mary Malfoy, podająca się jako Mary Nadows. Kobieta przed śmiercią została poddana licznym torturom. W domu widać ślady walki. Ministerstwo próbuje ustalić...
Mil więcej nie czytała. Wielkie łzy pociekły po jej policzkach. Upuściła gazetę i zaniosła się szlochem.
- Przykro mi - powiedział Dumbledore, a było to ostatnie, co usłyszała.