Troszku mnie nie było. Miałam niezłe urwanie głowy, nieco zakręcone
były te 3 miesiące. ^.^ No ale cóż mogę poradzić? Zapraszam do czytania.
Jak zapewne zauważyliście, pojawiło się kilka zmian. Pierwsza to
szablon. Bardzo mi się podoba, chłopak pomagał mi go dobrać, za co mu
niezmiernie dziękuję. Komu jeszcze dziękuję? Obojczykowej, za słuchanie
moich jęków, że nie wiem co napisać (i tak pomysł z tarantulą
najbardziej mi się podobał). Druga zmiana: muzyczka. Powiedzcie mi, co
sądzicie. Mam nadzieję, że Sail, które wrzuciłam jako pierwszą piosenkę,
nie zabije was. :D Co jeszcze? A! Osoby komentujące, które nie mają
avatara oraz anonimy teraz mają już ładne avatary u mnie. Tutaj należą
się ukłony w stronę http://zaczarowane-szablony.blogspot.com/ za
udostępnienie wskazówek jak zrobić coś takiego.
A teraz zapraszam
do czytania. To już 35 notka, niemalże jubileuszowa. Mam nadzieję, że z
okazji 50 notki uda mi się coś zorganizować dla was, drodzy czytelnicy.
No, już nie piszę tego wstępu, bo zaraz będzie dłuższy niż sama notka.
:) No i za betę dziękuję niezastąpionej side_of_sky, która znajduje czas
dla mnie ZAWSZE. ^.^
Komentujcie ludzie, to ważne dla mnie! ~Łapa
- Nadal nie rozumiem, o co ci chodzi! - krzyknął James.
-
O to, debilu, że nie musiałeś się na nim tak wyżywać! Twoje ego było na
zbyt niskim poziomie i musiałeś się dowartościować?! Ty naprawdę mózgu
nie posiadasz, czy tylko udajesz?! - Lily niebezpiecznie mrużyła oczy.
- Powinnaś mi dziękować, przy...
-
CO? Podziękować ci? Jesteś największym idiotą jakiego spotkałam! Jak
można być takim imbecylem?! - Ruda wzniosła ręce do góry w geście
bezsilności i szybkim krokiem opuściła Pokój Wspólny Gryfonów.
James, obrażony na cały świat, usiadł przy przyjaciołach.
- Naprawdę nie rozumiem o co jej chodzi. To tylko niewinny żart... Chyba nic złego nie ma w żartach, hę? - zapytał chłopaków.
- Może nieco przesadziliśmy... - zaczął Lupin.
- Daj spokój, Lunatyku! Liczy się zabawa.
Mina Remusa wyrażała jednoznacznie, co o tym sądzi.
Sytuacja
wśród Gryfonów była napięta. Mil i Lily trzymały się razem, patrzyły
spod byka na Huncwotów. Oni za to nic sobie z tego nie robili. W końcu
przyklaskiwała im większość szkoły. Wszystkich bawiło ucieranie nosa
zarozumiałym Ślizgonom. Oczywiście nie dotyczyło to tych, których
dotykały żarty. Apogeum całej tej złości nastąpiło niedługo potem.
Zapowiadało się, że to będzie zwykła lekcja eliksirów. Profesor Slughorn przechadzał się między ławkami, Ślizgoni i Gryfoni pracowali w ciszy nad Eliksirem Dodającym Wigoru.
- Jak wiecie, musi on dojrzewać kilka dni. Uważajcie na Krew Salamandry. Kilka razy sprawdźcie, czy dobrze odmierzyliście ilość. Zła ilość może dać fatalne skutki - mówił profesor, klepiąc się po swoim opasłym brzuchu.
- Pss, Luniak! - szepnął James.
- Co chcesz?
- Musimy porozmawiać.
- Teraz?
- Tak!
- Teraz to ja warzę eliksir, potem.
- Luniak, nie bądź taki!
- Trzecia ławka, razem z drugą, spokój! - zagrzmiał Slughorn.
Uspokoili się. Jednak Potter kręcił się niespokojnie na swoim miejscu, rozglądał się nerwowo. Syriusz patrzył na niego dziwnym wzrokiem.
- Co jest, Rogaczu?
- Wydaje mi się, że Ślizgoni coś knują. Tylko jeszcze nie wiem co. Jakaś zemsta czy coś.
Black westchnął cicho.
- Daj spokój, nic na razie nam nie zrobią. Chyba - szepnął.
- Trzecia ławka! - zagrzmiał profesor.
- Już, już, panie profesorze - powiedział Łapa - Jamesowi po prostu napis w książce się zamazał i pytał, ile trzeba dodać Krwi Salamandry - skłamał gładko.
Nerwowość dwóch Gryfonów wkrótce udzieliła się wszystkim. Spokojne były tylko Mil i Lily. Pracowały w skupieniu, obok siebie, niemalże wykonując jednocześnie odpowiednie ruchy.
Gdy rozległ się dzwonek, wszyscy odetchnęli z ulgą. Nie wiedzieć czemu, napięcie w klasie było tak gęste, że można było je kroić nożem.
Huncwoci wyszli z pomieszczenia i skierowali się w stronę schodów.
- Ej, wy! - krzyknął ktoś za nimi.
Cała czwórka odwróciła się jak na komendę. Grupa Ślizgonów zagradzała przejście. Część przeszła przez korytarz i zablokowała schody.
- Co chcecie? - zapytał Syriusz, wysoko zadzierając głowę.
- Przepuście nas, do cholery! - Mil przecisnęła się obok wysokiego Ślizgona, przy okazji wciskając mu łokieć pod żebra.
- Nie każdy chce oglądać wasze potyczki - stwierdziła Lily.
Tym samym, dziewczyny znalazły się w pułapce wraz z Huncwotami.
- Pięknie, kurcze, pięknie - warknęła Mil.
- Zapamiętajcie jedno. Nigdy nie zadzierajcie ze Ślizgonami - powiedzieli, wyciągając różdżki.
Zaklęcia zaczęły śmigać.
- Drętwota, Drętwota, Drętwota! - któryś ze Ślizgonów próbował trafić w Syriusza. Z marnym skutkiem.
- Petrificus Totalus! - Mil idealnie trafiła któregoś z przeciwników.
- Drętwota! - James wytrzelił zaklęcie w kierunku Snape'a.
- Protego! - Ślizgon zdążył się ochronić.
- Immobilus! - Peter poczuł, że każdy ruch zaczął wykonywać niezmiernie powoli.
- Levicorpus! - Snape rzucił to zaklęcie w kierunku Lupina, ten zdążył jednak je odbić.
- Zwijamy się, ktoś idzie! - wysoki Ślizgon rzucił w kierunku bandy i po chwili ich nie było.
Kroki rozbrzmiewały coraz głośniej. Lupin rzucił przeciwzaklęcie na Petera.
- Tutaj, szybko! - Potter szybko rozwijał Pelerynę Niewidkę - No właź! - powiedział, patrząc na podejrzliwą Mil.
Zdążyli się ukryć w ostatniej chwili. Filch razem z Panią Norris wszedł na korytarz.
- Widzisz, kochana? Przed chwilą ktoś tu był. Uczniowie znów się pojedynkują na korytarzach! Gdyby tylko Dumbledore pozwolił mi używać moich łańcuchów... Ale nie, bo to "nie jest wychowawczy sposób". Już ja bym im pokazał! Nareszcie w tej szkole zapanowałby ład i porządek... - na szczęście woźny szybko sobie poszedł.
Gryfoni szybko ewakuowali się w bezpieczniejsze miejsce.
- Nic wam nie jest? - rzucił ktoś z nich.
- Nie, chyba wszystko jest dobrze - powiedziała Lily - Macie swoją karę. Chodź, Mil.
- Moment - powiedziała dziewczyna, odwracając się w kierunku Syriusza - Jesteś największym gnojkiem i dupkiem jakiego spotkałam. Ty też, Potter, ale średnio mnie interesujesz.
Ruszyła za Lily, ale w pewnej chwili wróciła się i uderzyła Blackowi z otwartej dłoni prosto w policzek
- Uważaj z kim zadzierasz, Łapo - powiedziała i zniknęła razem z przyjaciółką za rogiem.
- Chyba mi się należało, co? - rzucił w przestrzeń.
- Nie sądzę, żeby to był koniec - stwierdził smętnie Remus - Ale na razie się tym nie przejmujmy. Chodźmy na błonia, jest ładna pogoda, a lekcji już nie mamy.
- Dobry pomysł - wzruszył ramionami Peter i czwórka przyjaciół ruszyła w kierunku wyjścia z zamku.