czwartek, 26 kwietnia 2012

Kolejna notka. Chciałabym z żalem poinformować, iż gdyż ponieważ że Rogacz (Kornelia) ma teraz egzaminy, karę na komputer. Jeszcze za chwilę wyjeżdża do Rzymu, także będę sama dodawać notki na podstawie rozmów z Rogasiem. Życzymy jej udanego wyjazdu! ~Łapa


- A teraz Pieśń Tiary Przydziału! – wszyscy zaczęli klaskać. Tiara odchrząknęła i zaczęła swoją opowieść:

Lat temu tysiące,
i więcej może,
nikt nie pamięta,
więc trudno mi orzec.
Spotkało się wtedy,
czterech czarodziejów,
i taki poddali pomysł,
żeby nauczać wielu.
Wspólnymi siłami szkołę stworzyli
i szczęśliwie w niej razem żyli.
Mądra Ravenclaw
dar wiedzy ceniła
i tylko inteligentnych
u siebie uczyła.
Przebiegły Slytherin
zajmował się sprytnymi
i zawyrokował, że jego uczniowie
będą najlepsi z tej dziedziny.
Wielki Gryffindor
cenił prawo i porządek.
Postanowił, że jego podopieczni
będą dzielni i waleczni.
I w końcu skromna Hufflepuff
nie gardząca śmiechem i radością
przyjmie wszystkich, którzy
w swym sercu miłość goszczą.
Żadne jednak nie chciało
pomagać sobie nawzajem
i w piekło zamieniło się to,
Co niegdyś było rajem.
tak powstał spór wielki,
szkołę podzielono na cztery okręty.
Więc teraz ja wam powiem,
którym statkiem popłyniecie,
rozwiniecie żagle,
gdzie się odnajdziecie.
Dowiecie się ode mnie,
co jest wam pisane,
jestem waszą drogą,
którą pójdziecie w nieznane.
Więc wkładajcie mnie na głowy,
czeka was przygoda wielka,
odkrywajcie nowe lądy,
bo magiczny świat już czeka!

Niektórzy zaczęli trząść się z podekscytowania. James zaczął się wiercić, myśląc, że nie ustoi w miejscu. W końcu kobieta powiedziała wyraźnie : Annies, Don. Chudy, wysoki chłopak podbiegł do Tiary.
- RAVENCLAW! - krzyknął kapelusz, a czarodzieje z domu Roweny zaczęli klaskać.
Kiedy doszło do litery B, Syriusz zaczął trochę się niecierpliwić. W końcu usłyszał zbawienne "Black, Syriusz" i ruszył w stronę Tiary. Założył ją na głowę, usiadł i czekał lekko znudzony.
"Ciekawy umysł... - usłyszał w głowie - całą twoją rodzinę do Slytherinu wysłałam, ale ty... ty się tam nie nadajesz. A więc - GRYFFINDOR - Tiara wykrzyknęła na cały głos. Syriusz wstał, zdjął Tiarę, i kiedy ruszył w stronę oklaskujących go Gryfonów, wyszczerzył zęby do Rogacza.
- Evans, Lily! - zawołała profesor. Wszyscy przyglądali się jak Lily podchodziła  na drżących nogach do kulawego stołka i siada na nim. Profesor McGonagall opuściła jej na głowę Tiarę Przydziału, a ta, zaledwie dotknęła kasztanowych włosów, wrzasnęła:
- Gryffindor!
James dosłyszał cichy jęk Snape’a. Lily zdjęła Tiarę, oddała ją profesor McGonagall i ruszyła w stronę stołu witających ją radosnymi okrzykami Gryfonów, ale gdy szła, zerknęła przez ramię na Snape’a
i uśmiechnęła się smutno. Syriusz odsunął się nieco na ławce, by zrobić Lily miejsce. Spojrzała na niego i chyba go poznała, bo skrzyżowała ręce na piersiach i stanowczo się od niego odwróciła.
Syriusz coraz bardziej się niecierpliwił. Co zrobi jak James dostanie się do np. Slytherinu? Nawet jeśli James trafi do domu węża, Syriusz nadal będzie jego najlepszym kumplem. James wykrzywił usta, wymuszając uśmiech. Ale co z tego, że Syriusz tam trafił jeśli on tam nie trafi? Szybko odsunął od siebie tę myśl, kiedy usłyszał głośne
- SLYTHERIN! - gdy kapelusz wsunęła blada dziewczyna. Trwało to nieskończenie długo. Wreszcie doszło do litery „L”. Remus już szykował się do spokojnego pójścia do Tiary.
- Lupin, Remus. - mruknęła kobieta, a zaraz po jej głosie usłyszano -GRYFFINDOR!
Lupin skłonił się prawie że niewidocznie i oblał się rumieńcem kiedy zaczęto go oklaskiwać i klepać po plecach.  A James dalej stał w rządku a serce zaczęło mu bić gdzieś w okolicy jabłka Adama.
Ceremonia trwała coraz szybciej. Było już „O”.
Olivers, Juny - Huffelpuff.
Onders, Mark - Ravenclaw.
Doszło do litery P!
- Petegrew, Peter... - James nastrożył uszy. - GRYFFINDOR! - krzyknęła stara Tiara, a Peter niemalże się rozpłakał ze szczęścia. Gryfoni uśmiechali się do niego, a Syriusz i Lupin poklepali go z godnością po ramieniu.
- Potter, James. - Pani profesor podniosła głowę, widząc, że nikt nie wychodzi z rzędu. Rogacz po chwili zorientował się, że chodzi o niego. Miejsce, które dzieliło go od Tiary Przydziału wydawało się setką kilometrów. Jednak szedł przed siebie śmiało. Nałożył sobie sam Tiarę, a ona zaczęła szeptać w jego głowie.
- Dość odwagi, chłopcze. Wydaję się, że gdzieś w głębi serca masz samą lojalność, więc mógł byś trafić do Huffelpuffu. Ale dzielność i śmiałość tobą kieruję więc...GRYFFINFOR! - James wyskoczył ze stołka i uśmiechał się do kogo popadnie. Słowa Tiary o Huffelpuffie wydawały by się teraz mu nie znane, odległe. Słyszał oklaski i wołanie, prawie jak na koncercie. Wcisnął się między Syriusza
i Lupina, a cały stres odbiegł od niego, tak szybko jak przyszedł. Ceremonia trwała dalej. W końcu (cała czwórka myślała, że to wieczność) skończyła się. Kiedy na stole pojawiły się przysmaki, wszyscy jak na komendę rzucili się na jedzenie.
- Więc cała nasza czwórka jest w Gryffindorze? Lepiej nie mogło się składać! Mamy jakieś pierwsze plany? - Zapytał James z nutką satysfakcji.
- Co powiecie na mapę Hogwartu? - spytał Łapa
- Co masz na myśli? Przecież nie znamy wszystkich miejsc w tym ogromnym zamczysku! - Oburzył się Remus.
- No a na co mamy 7 lat? - odparował Syriusz.
- Ja na pewno nie będę pałętał się po każdym zaułku tej szkoły. - Lunatyk skrzyżował ręce na piersi.
- Chyba, że będziesz musiał.-odrzekł James.
- Co masz na myśli? - wtrącił Syriusz.
- Nie domyślasz się? - James odsunął się nieco od Lupina i szepnął do Syriusza. - Myślałem o tym, że i tak będzie z nami chodził, żeby nas ostrzegać itd. albo trzeba go jakoś zmusić. Co ty na to?
- Psoty, figle i szlabany? - spojrzał na Remusa - No to może być prawdopodobne. Wygląda jak taka mamusia co chodzi i cały czas ostrzega dziecko, żeby nie robiło tego czy tamtego. Ale nie mów mu tego.
James mimo wolnie zachichotał i wrócił na swoje miejsce.-Ale się nażarłem. Teraz tylko wystarczy nam czekać na przydzielenie pokoi czy coś - Westchnął Rogacz i poklepał się po brzuchu.

- Mam nadzieję, że będziemy w jednym pokoju. - westchnął Syriusz - Co powiesz na małe rozpoznanie terenu dzisiaj w nocy? Pod pelerynką - dodał szeptem tak, by Remus tego nie dosłyszał
- Jasne! A jakie jest zaklęcie na światło, wiesz może? Moi rodzice się tym na razie nie chwalili...
- Remuuuuuuuuuuuuus. Jakie jest zaklęcie dające światło? - spytał Łapa
- A co ja jestem? Kujon? - kiedy James i Syriusz zgodnie pokiwali głową dodał – Lumos.
-Dopiero będziemy się uczyć. A spytam z ciekawości: na co wam? - Remus zmarszczył czoło. Zaczął się trochę obawiać odpowiedzi, ale jak juz zapytał to musi jej oczekiwać.
- Z ciekawości – powiedział Łapa.
- Chcemy się do edukować – wtrącił Rogacz.
-Jasne. Cicho na chwilę bo widząc po tym, że nikt nic nie mówi, a dyrektor patrzy się wyłącznie na nas chyba chce coś powiedzieć - poinformował ich szeptem na co profesor Dumbledore się łagodnie uśmiechnął. Syriusz i James zaśmiali się, ale w końcu zamilkli. Dyrektor wyprostował się i zaczął przemawiać. Jego głos był wyjątkowo spokojny i jakby przenikliwy.
- Nie chcę was niecierpliwić, bo pewnie jesteście zmęczeni więc tylko kilka informacji. Już od jutra o ósmej macie znaleźć się w tej sali na śniadaniu, a później już zaczną się lekcje. Powinniście dostać plan więc się nie martwcie. Macie jakieś pytania?
Syriusz podniósł rękę.
- Słucham, Syriuszu? - wykonał gest, który informował żeby zaczął mówić.
- Od której obowiązuje cisza nocna? - na te słowa pozostała trójka parsknęła śmiechem. Syriusz kopnął pod stołem Jamesa, który siedział najbliżej.
- Od kiedy zdołacie się zebrać do łóżek, mówiąc ogólnie. Ale wolałbym żebyście byli w swoich dormitoriach już około 22. – odpowiedział. – Coś jeszcze?
Syriusz wyglądał na niezadowolonego.
- Czyżbyś chciał, panie Black, żeby się to zmieniło? - Zapytał z rozbawieniem dyrektor. - Obawiam się, że jest to doskonała pora, by na następny dzień nie spać na lekcjach. Jak widzę nie macie więcej pytań. Więc teraz tylko mogę wam powiedzieć, żebyście poszli za opiekunami i prefektami domów
 i życzyć dobrej nocy. - powiedziawszy to siadł z powrotem na krześle i czekał aż uczniowie się rozejdą. Syriusz szedł za całą resztą pierwszoroczniaków.
- Przecież i tak się wymkniemy, Łapo! Po co niby bym miał pelerynę niewidkę? Żeby chodzić w niej na lekcje? - Mruknął z sarkazmem James, ale najwyraźniej Lupin go usłyszał, bo spiorunował go wzrokiem.

                                              Kolejna notka już niedługo. ;)

piątek, 20 kwietnia 2012

   Pierwsza notka już jest. ;) A w niej 2 rozdziały. Kontynuacja 2 rozdziału pojawi się w następnej notce. ;) ~Łapa i Rogacz. ;]

                                                                          I
                                        Zaskakująca wiadomość




Był pogodny,słoneczny dzień. Lily i Petunia postanowiły,jak zwykle ,przejść się na wiecznie pusty plac zabaw.
Siadły na huśtawkach.
Lily huśtała się wyżej od Petuni, swojej starszej siostry.
- Lily, nie rób tego! - krzyknęła starsza siostra.
Młodsza z dziewczynek rozhuśtała się naprawdę wysoko i dosłownie wyleciała w powietrze. Wybuchnęła śmiechem. Powoli opadła na ziemię.-Petunia niemalże rozgotowywała się ze złości,ale tego powodem nie było nie pokój o młodszą siostrę tylko po prostu  szczerze jej zazdrościła.-Mama ci mówiła,żebyś tego nie robiła!-Starsza siostra zatrzymała huśtawkę,szorując sandałami po asfalcie.Zeskoczyła z niej i stanęła,trzymając się za boki.-Lily ,mama mówiła,że ci nie wolno!
Lily nie rozumiała o co chodzi Petuni.
- Przecież nic mi się nie stało! - odparła Lily, chichocąc. - Tuniu, popatrz na to. Zobacz,
co potrafię.
Petunia rozejrzała się. Na placu zabaw nie było nikogo prócz nich i Snape’a, o którego
obecności nie wiedziały. Lily podniosła kwiatek opadły z krzaka, za którym krył się Snape. W
Petunii ciekawość najwyraźniej zwyciężyła strach, bo podeszła do niej. Lily wyciągnęła rękę.
Kwiat leżał na jej dłoni, rozchylając i zwijając płatki jak jakaś dziwna ostryga.
- Przestań! - krzyknęła Petunia.
- Przecież to cię nie boli - odpowiedziała Lily, ale zamknęła dłoń i odrzuciła kwiat na
ziemię.

- To chyba oczywiste, nie? - zawołał Snape, nie mogąc się już dłużej powstrzymać, i
wyskoczył zza krzaka.
Petunia wrzasnęła i szybko uciekła w stronę huśtawek, ale Lily, choć trochę wystraszona,
nie ruszyła się z miejsca. Na ziemistych policzkach Snape’a pojawił się blady rumieniec.
- Co jest oczywiste? - zapytała Lily.
Snape był wyraźnie podekscytowany. Zerknął nerwowo na Petunię kręcącą się przy
huśtawkach, po czym zniżył głos i powiedział:
- Wiem, kim jesteś.
- O co ci chodzi?
- Jesteś... jesteś czarownicą.
Zrobiła obrażoną minę.
- Nie wolno tak przezywać!
Uniosła dumnie głowę i pomaszerowała w stronę siostry.
- Nie! - zawołał Snape, teraz już cały czerwony na twarzy.
Snape poczłapał w stronę dziewczynek,który trzepocząc swoją śmieszną,czarną peleryną przypominał nietoperza.
Siostry zmierzyły go krytycznym spojrzeniem, trzymając się jednego słupka huśtawki,
jakby dawało im to poczucie bezpieczeństwa.
- Bo jesteś - zwrócił się Severus do Lily. - Jesteś czarownicą. Obserwuję cię od pewnego
czasu. Ale nie ma w tym nic złego. Moja mama też jest czarownicą, a ja jestem czarodziejem.
Petunia parsknęła drwiącym śmiechem.
- Czarodziejem, akurat! - zawołała, odzyskując odwagę po wstrząsie, jakim było jego
nagłe pojawienie się na placu zabaw. - Wiem, kim jesteś. Jesteś chłopakiem od Snape’ów. Oni
mieszkają w Spinner’s End, nad rzeką - wyjaśniła, zwracając się do Lily, a po tonie jej głosu
można było poznać, że taki adres źle o kimś świadczy. - Dlaczego nas szpiegujesz?
- Wcale nie szpieguję - odrzekł Severus. Czuł się fatalnie, bo był cały spocony i wstydził
się swoich brudnych, tłustych włosów. - W każdym razie ciebie na pewno nie - dodał
złośliwie. - Jesteś mugolką.
Petunia najwyraźniej nie znała tego słowa, ale wystarczył jej ton, jakim to powiedział.
- Lily, chodź, idziemy! - powiedziała ostro.
Lily poszła za nią posłusznie, na pożegnanie obrzucając Snape’a wyzywającym
spojrzeniem. Stał, patrząc, jak idą przez plac zabaw. Planował to spotkanie od dawna, a wszystko tak źle się
potoczyło...

Znajomość Lily i Severusa,znacznie się zmieniła.Spotkali się na zagajniku a
nieco dalej, za drzewami, migotała w słońcu rzeka. Cień drzew tworzył chłodną,
zieloną kryjówkę. Dwoje dzieci siedziało po turecku naprzeciw siebie. Tym razem Snape zdjął
pelerynę, a jego stara koszula nie raziła tak w półcieniu.
- ...i ministerstwo może cię ukarać za uprawianie czarów poza szkołą. Przysyłają list.
- Przecież uprawiałam czary poza szkołą!
- Bo my jeszcze możemy. Jeszcze nie mamy różdżek. Póki jesteś dzieckiem, nic ich nie
obchodzisz. Ale jak tylko skończysz jedenaście lat - dodał z ważną miną - i zaczną cię
szkolić, to już musisz uważać.
Na chwilę zapadło milczenie. Lily podniosła z ziemi gałązkę i zakręciła nią w powietrzu,
  wyobraziła sobie iskry tryskające z jej końca.Potem odrzuciła gałązkę,nachyliła się do chłopca i powiedziała:
- Ale to jest prawda, co? To nie żart? Petunia mówi, że mnie okłamujesz. Mówi, że nie ma
żadnego Hogwartu. A on jest naprawdę, tak?
- Jest, ale tylko dla nas. Dla niej nie. Ale my dostaniemy listy. Ty i ja.
- Naprawdę? - szepnęła Lily.
- Oczywiście - odrzekł Severus i mimo źle obciętych włosów i dziwacznego stroju sprawiał
teraz wrażenie kogoś ważnego, pewnego siebie i całkowicie wierzącego w swoje
przeznaczenie.
- A ten list naprawdę przyniesie sowa?
- Zwykle tak jest. Ale ty urodziłaś się w mugolskiej rodzinie, więc przyjdzie ktoś ze
szkoły, żeby wyjaśnić to wszystko twoim rodzicom.
- To coś zmienia, że urodziłam się w mugolskiej rodzinie?
Snape zawahał się. Jego czarne oczy, płonące entuzjazmem w zielonym półcieniu,
przebiegły po jej bladej twarzy i ciemnorudych włosach.
- Nie - powiedział. - To niczego nie zmienia.
- To dobrze. - Lily wyraźnie się uspokoiła.
- Masz w sobie wielką magiczną moc. Zauważyłem to. Przez cały czas, jak cię
obserwowałem...
Lily nie słuchała go. Wyciągnęła się na zasłanej liśćmi murawie i patrzyła na zielony
baldachim nad nimi. Pochłaniał ją wzrokiem, jak wówczas, na placu zabaw.
- Co u ciebie w domu? - zapytała.
Niewielka zmarszczka pojawiła się między jego brwiami.
- W porządku.
- Już się nie kłócą?
- Och, oni wciąż się kłócą. - Zebrał garść liści i zaczął je rozrywać, wyraźnie nieświadom
tego, co robi. - Ale już niedługo stamtąd odejdę.
- Twój tata nie lubi magii?
- On niczego nie lubi - odrzekł Snape.
- Severusie...
Lekki uśmiech wykrzywił mu usta, gdy wypowiedziała jego imię.
- Co?
- Opowiedz mi znowu o dementorach.
- A po co chcesz o nich wiedzieć?
- No bo jak użyję czarów poza szkołą...
- Za coś takiego nie wydadzą cię dementorom! W ich ręce wpadają tylko ci, którzy zrobią
coś naprawdę złego. Oni strzegą więzienia czarodziejów, Azkabanu. Ty tam nie trafisz, ty
jesteś zbyt...
Znowu się zaczerwienił i podarł na strzępy kilka liści. Nagle coś zaszeleściło i oboje, jak na komendę, odwrócili się w tamtą stronę. Petunia, ukrywająca się za drzewem, straciła równowagę.
- Tunia! - zawołała Lily, zaskoczona, ale i ucieszona.
Severus zerwał się na nogi.
- No i kto teraz szpieguje?! - krzyknął. - Czego chcesz?
Petunia oddychała ciężko, przestraszona, że nakryli ją na podglądaniu. Dziewczynka zaczęła
zastanawiać się, czym mu dopiec.
- A co ty masz na sobie? - zapytała, wskazując na pierś Severusa. - To bluzka twojej
mamy?
Trzasnęło i spadła wisząca nad nią gałąź. Lily krzyknęła. Gałąź zaczepiła o ramię Petunii,
która cofnęła się chwiejnie i wy buchnęła płaczem.
- Tuniu!
Ale Petunia już uciekała. Lily wytrzeszczyła oczy na Snape’a
- Ty to zrobiłeś?
- Nie - odpowiedział z wyzywającą, ale i trochę przestraszoną miną.
- To ty! - Zaczęła się od niego oddalać. - Ty to zrobiłeś! Skrzywdziłeś ją!
- Nie... to nie ja!
Ale to kłamstwo nie przekonało Lily. Jeszcze raz spojrzała na niego z wyrzutem i
pobiegła za siostrą, a Severus został sam, biedny i zmieszany...


                                                                  II 
                                                Początek przyjaźni
James przyglądał się z niecierpliwością swoim rodzicom, którzy, wspo​minali z zachwytem czasy, kiedy to oni pierwszy raz byli na tym peronie.
-Dosyć - Pomyś​lał. Nie mógł ustać w miejscu i słuchać ich fascynacji. Postanowi​ł pocałować mamę skrycie w policzek, uścisnąć ojca i wbiec jak najszybciej do pociągu by zająć pierwsze lepsze miejsce, ale zainteresowała go pewna rodzina.Wszyscy byli wyniośli i nie interesowali się zbytnio ich synem. Był to przystojny, wysoki czarnowłosy chłopak, z buntowniczym błyskiem w oku. Po chwili zauważył, że James gapi się na niego.
Syriusz stał zanudzony. Rodzice nie interesowali się zbytnio nim. "I bardzo dobrze" - pomyślał. Rzucił tylko krótkie "cześć" w stronę rodziny i wszedł do pociągu. Zajął pierwszy, pusty przedział.
Nie mógł czekać dłużej. Już go polubił. A jeśli nawet nie, to czas na podręczenie kogoś.
- Mamo,tato ja już chyba powinienem iść. - Była to częściowo prawda bo rozległ się gwizdek, który oznaczał odjazd. Matka przytuliła go mocno nie skrywając łez i pochwał, a ojciec uśmiechał się szeroko i mówił twardym głosem
 - Już czas, Jamesie, już czas. - Po czym zmierzwił mu włosy i pchnął go lekko w stronę pociągu. Chłopak wbiegł do pierwszego przedziału, widząc tam "nowo poznanego".
- Mogę siąść, prawda? - Nie czekając na odpowiedź padł luźno na fotel.
- Jestem Syriusz Black. A Ty? - Zaczął chłopak.
- Zbyt prosty początek.-pomyślał z dezaprobatą James. Ale w końcu trzeba się przedstawić.
-James. J​ames Potter, pewnie nic ci to nie mówi. - Zmierzył Syriusza nieco rozbawionym wzrokiem. Jeśli cały czas atmosfera ma być tak napięta to chyba wyjdzie.
Wyszperał z plecaka torebkę fasolek wszystkich smaków i rzucił nią w czarnowłosego.
Syriusz złapał ją zręcznie.
- Potter, Potter... Czy nie jesteś czasem potomkiem... tego... no... Prevella czy jak mu tam? Tego z Baśni? O 3 braciach? - spytał ze śmiechem.
-Niby mam pelerynę niewidkę. Ale czy wierzę w te głupie bajki? Jest mnóstwo peleryn niewidek i mnóstwo Potterów. Ale dosyć o mnie. Ty jesteś z czyściutkiej krwi, prawda? Black. Aż​ mi się nie dobrze robi, od takiej czystości. Ale ty jesteś dziwny. - zawahał się. - To znaczy w dobrym znaczeniu. Jesteś inny od tych wszystkich, którzy aż lśnią od swej krwi. - Wziął z torebki garstkę fasolek i włożył je naraz do buzi.Na nieszczęście zjadł o smaku rzygowin więc zaczął się krztusić.
Syriusz wstał i poklepał go po plecach.
- Bo słuchaj. U mnie wszyscy są ze Slytherinu. A ja mam zamiar trafić do Gryffindoru. A Ty?
-No co za pytanie!Nawet gdybym nie chciał trafić do Gryffindoru to bym trafił. No dobra, bez przesady. Ale tam trafię, mogę się nawet założyć.
Uśmiechnął się. W tej chwili do przedziału weszła Lily i Severus.
- Obczaj to James! To SMARKERUS! Spotkałem go na peronie! Mówię Ci, jaki głupek z niego! - Warknął Syriusz.
James nie zwrócił uwagi na chłopaka. No dobra może spojrzał na niego kontem oka. Tłuste, czarne włosy. Ble. Za to dziewczyna stojąca koło niego była cudna. Aż było dziwne w wypadku. Jamesa, że ona mu się podoba. Odchrząknął. T​eraz najważniejsze jest zapaść jej w pamięć.
Syriusz strasznie się zaśmiewał. To było dziwne, bo przy rodzinie był markotny i... smutny...?
-James... Czujesz... on.. - zakasłał kilka razy - on... ahahaha... - Syriusz zrobił się czerwony na twarzy i nie mógł dokończyć zdania.
James marszczył brwi i popatrzył na niego ze zdziwieniem. Mimo woli dołączył się do śmiechu, chociaż nie wiedział o co chodzi. W końcu zasłonił usta dłonią i zatrzymał z wysiłkiem śmiech.
-James Potter, Smarkerusie.Z ​resztą, nie muszę ci się przedstawiać i tak mnie zapamiętasz - Posłał mu drwiący uśmieszek.
- Smarkerusie... fajne było spotkanie z podłogą...? Bo widzisz, James, potknął się o skraj szaty - Syriusz znowu wybuchnął śmiechem
- Oh, przestańcie już! - Lily tupnęła nogą
James i Syriusz zamarli na chwilę po czym zaczęli się jeszcze bardziej zaśmiewać. Black spadł na podłogę ze śmiechu na co Potter wybuchnął jeszcze większym śmiechem.
-O...o-o sk-kraj szaty?Snape'uśku, cza​s się nauczyć chodzić! - James śmiał się tak głośno, że nie zdziwiłby się gdyby ktoś przyszedłby ze skargą  z pociągu. Lily ze złości obróciła się na pięcie i pociągnęła za sobą Severusa.-Uważaj na szatę,Smarkerusie!
Snape zarumienił się i rzucił im spojrzenie z nad łba.
- Słuchaj, James, znajdziemy go i dowiemy się do którego domu chce iść? Ale może najpierw przebierzmy się w szaty - Syriusz mówił z trudem - brzuch mnie boli od tego śmiechu
- Może raczej od tego, że się walałeś po podłodze po fasolkach. Jeśli masz rzygać to nie na mnie. - Odezwał się James i włożył byle jak strój szkolny. -Dziwne to. -Spojrzał na swoją krzywo zapiętą koszulę i rozwiązany krawat. - A tak w ogóle to chyba nie poszedł daleko więc możemy go złapać. Przy okazji spytamy tej dziewczyny. A właśnie! Znasz ją?
- Hmm... Na pewno nie jest czystej krwi bo by mi ojciec od razu pokazał. Może półkrwi? Albo szl... mugolaczka. Myślę, że ma na imię Lily, słyszałem jak Smarkerus tak do niej mówił.
 - Nie pasuje do towarzystwa tego tępego Seva. Jest... No wiesz. Nie pasuje. - Nie mógł się rozkleić przy Syriuszu i wygadać jakaż to Lily jest piękna. Z resztą nie wie co go napadło. Może wcale mu się nie podoba. -To co teraz? - chwycił w ręce skaczącą czekoladową żabę i wepchnął ją sobie do ust, a usmarowane dłonie otarł o szatę.
- Tak, jest ładna, Potter. Wiem o tym - Syriusz zaśmiał się i zrobił minę w stylu "Mamoooooo, bo James się zakooooooooochaaaaaa​aaaaaaał!"
- CO?! -Zirytowało go to trochę, ale zaczął się śmiać - Czytasz mi w myślach, chłopie?
 - Człowieku, jak się wychowujesz z taką rodziną jak ja i z nawiedzonym skrzatem domowym to już wszystko jest możliwe. O! A to jakiś drugoklasista z Hufflepuff'u. Ciamciaramdzia jedna.
- Jego też znasz? - James miał wrażenie, że Syriusz znał cały Hogwart. Przewrócił oczami, bo domyślał się odpowiedzi.
- Rodzina... Rozumiesz... Kiedy wujek opowiada jaki to wspaniały Hogwart to wszystkich się zna... - Syriusz wyraźnie zmarkotniał.
- Nie będziemy nad tym teraz ubolewać. Co powiesz na wypróbowanie peleryny niewidki, strasząc Smarka? - James wyciągnął z torby przeźroczysty materiał, który sprawił, że dłoń, w której go trzymał stała się niewidzialna.
- Z przyjemnością! - Krzyknął z radością Syriusz.
James zarzucił najpierw na siebie pelerynę, sprawdzając​ czy cały jest niewidoczny, po czym włożył ją również na Syriusza.
- Więc uważajmy żeby nikogo nie potrącić i nie być zbytnio głośno. No wiesz, za duże ryzyko chyba. Chociaż...czy ja wiem? Nie ma ryzyka nie ma zabawy! Co powiesz na odrobinę szaleństwa? - Uniósł wesoło brew.
- No jacha! Zawsze robiłem rodzicom na złość... - zrobił mściwą minę - ruszamy?
-Pewnie. - James zaczął  szepczeć. - Więc zaczynamy od "potrącania przechodnów" a później walimy na Smarkerusa?
- No jasne!
Przeszli cicho przez korytarz, zakładając co chwilę kaptury innym na głowy, a ludzie odskakiwali ze zduszonym krzykiem. Nie mogli się powstrzymać przed chichotem. W końcu trafili do przedziału, z otwartymi drzwiami gdzie siedziała szóstka młodzieży, a w nich Lily i Severus.
-Tutaj. Więc co robimy?
- Wchodzimy i krzyczymy "To napad!"?
-A nikogo nie będzie? - zaśmiał się nieco głośniej, odstraszają​c przy tym przechodzących koło nich chłopaków - Dobra.Na trzy.
-Raz...dwa...I TRZY! - Wbiegli do przedziału, a James czekał na słowa Syriusza.
-Wyjmować różdżki i kłaść je na wolnym siedzeniu! Bo to jest napad!-Syriusz był już czerwony na twarzy przez duszenie śmiechu. Roztargnieni spokojem, nastolatkow​ie podskoczyli na siedzeniach i zaczęli się trząść. -C..C-co ? - Pierwszy odezwał się Snape, rozglądając się niespokojnie. W jego oczach niemalże szkliły się łzy.
- No wyjmować różdżki! Mam powtórzyć?! - Syriusz był już naprawdę czerwony. Nie protestując, wszyscy wyciągnęli przed siebie, ich chyba ulubioną rzecz. Nie mieli jak się chronić. Nie mieli kogo wołać o pomoc. Rzucili różdżki na ziemię, a James, który nie wytrzymał dławienia się od śmiechu zarechotał z całych sił .
Syriusz kopnął go pod peleryną i przytrzymał, by nie wychylił się spod peleryny. Sam Black ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
- A ty Smarkerusie? Udajesz takiego dzielnego... - James z całych sił próbował mieć groźny głos ale wciąż był lekko radosny. Syriusz od razu załapał.
- Ale my widzimy wszystko. Widzimy jak bardzo się boisz -dodał Syriusz.
Severus spojrzał w miejsce, z którego wydobywał się głos. Zorientował się kto to mógł być.
-Ha, ha, ha, bardzo​ śmieszny żart. - Warknął z ironią i złapał swoją różdżkę. - Długo jeszcze będziecie nas nękać, bo uważacie to za niezły pomysł?
- Dzisiaj - powiedział James.
- Jutro - dodał Syriusz
- Za chwilę.
- Na eliksirach też.
- I zaklęciach.
- I transmutacji.
- Po prosu... ZAWSZE - wykrzyknęła zgodnie nowa para przyjaciół.
Syriusz zdjął z nich pelerynę. Teraz, kiedy nie musieli się ukrywać, wybuchnęli niekontrolowanym śmiechem. Do przedziału wszedł wysoki pierwszoroczniak. Miał blond włosy, trochę dłuższe niż przeciętnie. Wyglądał na zmęczonego.
- Co tu się dzieje? - zapytał.
Syriusz podniósł głowę
- To ty! Ja cię znam... Jak ci tam... Re... Remus Lupin!
- On wszystkich zna.-wydusił z siebie James. - Co tu chcesz?
Zapytał "idealnego" chłopaka. Poczuł, że już go nie lubi z powodu cudownie wyprasowanej koszuli i ogólnie starannego stroju.
- Słyszałem krzyki. A raczej śmiech. - Uśmiechnął się
- Remus a Ty w którym domu chcesz być? - zapytał Syriusz
- Jeszcze nie wiem. Może Gryffindor?
- No jasne, wszyscy tam chcą być! Tam  jest najlepiej! - wtrącił się James.
Poczuł na sobie zgorszone spojrzenia ludzi z przedziału, ale nic nie powiedzieli więc postanowił zachować tą ciszę między nimi, a kontynuować rozmowę z Syriuszem i Lupinem.
Severus prychnął.
- A ty czego prychasz, Smarkerusie?
- Skoro wolisz mieć krzepę zamiast mózgu.
- No, a ty gdzie chcesz iść?
- Do Slythrinu, to oczywiste.
James i Syriusz w tej samej chwili wybuchnęli śmiechem. Po chwili dołączył do nich Lupin.
- Coś ci przeszkadza w tym? Slytherin...
- Smarkerusie, do Slytherinu idą tylko tchórze i nieudacznicy. Tacy jak ty! I w Slytherinie nie mają ani mózgu ani krzepy! - Syriusz wokół ogólnego śmiechu jeszcze bardziej szczerzył zęby.
- Taak?! Podobno twoja cała rodzina jest w Slytherinie!
- Kurde, Syriusz myślałem, że chociaż ty jeden jesteś normalny! - James przestał się śmiać.
- Spoko, James, skoro Smarkerus idzie do Slytherinu to ja tam nie chcę iść! - Syriusz opadł na wolna miejsce i zaczął się śmiać.
Lily przyglądała im się z obrzydzeniem.W końcu wyprostowała się, nieco zarumieniona, obrzuca​​jąc Syriusza, Jamesa i Remusa pogardliwym spojrzeniem.
-Chodź, Severusie, chy​​ba znajdziemy sobie inny przedział.
Na to cała trójka wybuchnęła śmiechem. Lupin naśladował wyniosły ton Lily, Syriusz podstawił nogę Snape'owi, tak że się znowu przewrócił, a James po prostu ryczał ze śmiechu
-Do zobaczenia,Smarkerusie! - zawołał, któryś z nich, gdy zatrzasnęły się drzwi przedziału.
Inni nastolatkowie rzucili im zgorzkniałe spojrzenia i wyszli zaraz za Lily i Severusem. Została tylko ich trójka i niski, grubiutki chłopak, który patrzył się na nich z przestrachem. Nie wiedział co robić. Spotkali jego spojrzenie i wyszczerzyli zęby w uśmiechu.
- Może wrócimy do naszego przedziału? - spytał Syriusz - Lupinku, przyjdź do nas. I ty też jak chcesz - zwrócił się do nieznanego chłopaka, który kiwnął nieśmiało głową i szedł za nimi jak posłuszny piesek, kiedy Syriusz, Remus i James śmiali się w wniebogłosy.
-Tak w ogóle James jestem.-Ścisnął gładką dłoń Lupina, a zaraz po tym odwrócił się do chłopaka - A ty to...?
- Peter Pettigrew - powiedział Syriusz, zanim chłopak zdążył odpowiedzieć.
- S-ską-ąd w-wiesz? - mruknął przestraszony Peter.
- On zna wszystkich. Chyba będę musiał to mówić na swoim każdym kroku. - Mruknął z uśmiechem Potter. - Ale ta podróż szybko minęła,prawda? Już stąd widać Hogsmeade! - Ucieszył się James i wspiął się na palce by oglądnąć dokładniej miasto.

- No widzisz. Ale się matka wkurzy jak się dowie, że przydzielili mnie do Gryffindoru.
- Nie przejmuj się nią. Możesz zostać przecież prawie cały rok zostać w Hogwarcie. Albo pojechać do mnie .W każdym razie przejdzie jej, nie może zmienić przydziału. - odpowied​​ział  szybko James po czym usadowił się na fotelu i wziął do ust jedną fasolkę, wcześniej ją dokładnie oglądając.
- Nie przejdzie jej! "Ty szumowino, zdrajco krwi, jak mogłeś?! Splamiłeś nasz honor krwią szlam!" - udał piskliwy głos matki - ale co mi tam. Wujek mnie zawsze lubił, najwyżej będzie wypalony tak jak ja - Syriusz zaśmiał się gorzko - W każdym razie zobaczymy.
- A co Gryffindor ma do, jak-ty-to-nieładnie-ują​​łeś, szlam? - wtrącił się Lupin.
- Nie Gryffindor ma, tylko moja matka. Nienawidzi zdrajców krwi, półkrwi czarodziejów, mugolaków, charłaków i mugoli. Wiem, że nie-ładnie-to-ująłem "szlam", ale ja tylko powtarzam fakty
- Jest...No wiesz...Należy do Sam-Wiesz-Kogo? - Zadrżał James
- Nie... ale całym sercem go popiera. Jest za wyczyszczeniem świata czarodziejów z mugolaków, charłaków etc. etc. etc. Mój młodszy brat, Regulus, mówi, że będzie "śmierciożercą" czy jak oni się tam nazywają. Rozpływa się nad nim całe dnie. A mnie nienawidzi. Jeszcze ten głupi skrzat wali mnie po głowie patelnią, na jej rozkaz, kiedy wrócę za późno do domu. Ale ja ją mam gdzieś
-Stary, jak ty z nimi wytrzymujesz?! To aż obleśne! - James teraz naprawdę się wzdrygnął. Nie mógł sobie wyobrazić mieszkania z takimi osobami.
-Też się dziwię.
-Hej! Widać już Hogwart! Ja nie mogę! - Remus wybiegł z przedziału i uśmiechał się od ucha do ucha.
-A więc Syriuszu, czas na coś lepszego niż mieszkanie z ..jak im tam...Śmiercieżorca​​mi? Śmierciożercami​. Teraz będziemy w Hogwarcie i możemy ignorować naszych rodziców. Wiesz co mam na myśli? - James spojrzał mu zbójecko w oczy.
- Psoty, figle, żarty bez surowego tonu rodziców "Nie rób tego i nie dotykaj różdżki tatusia!"
-No może być. Ale po nas już widzę, że można spodziewać się czegoś więcej. Dobra, zbieraj​​my się, żeby później nie cisnąć się przez ten stad ludzi.
- Dobra. Wiesz, że Hagrid przewozi nas łódkami przez jezioro? Wsiądziemy do tej, w której Smarkerus siedzi i go wywalimy do wody?
-No jasne! Miejmy nadzieje, że ten Hagrid nie jest taki wielki jak go opisują, bo akurat od niego chyba nie chciałbym dostać kary.
- Spoko, jest całkiem fajny! Nie ma się co przejmować!
Pociąg się zatrzymał. James zarzucił na siebie plecak i wziął do ręki kufer. Fasolki wszystkich smaków zostawił w przedziale.
-Chodźmy lepiej już, ceremonia nie może nas przecież opuścić! - Rzucili się w kierunku drzwi razem z Remusem i Peterem, i wyszli na świeże powietrze.
Szli na przedzie. Wsiedli do tej samej łódki co Snape i gdzieś w połowie drogi, niby przypadkiem, Severus wpadł do wody. Nikt nie widział, jak James i Syriusz potajemnie przenieśli go prostym zaklęciem do wody.
Hagrid się szybko, jak na jego obszerność, obrócił i rozejrzał ze nikłym zdziwieniem. Severus z powrotem wylądował w łódce ale tym razem cały przemoknięty i zmarznięty.
-WY! JAK MOGLIŚCIE?! - Wrzasnął​​ na kładących się ze śmiechu chłopaków. - Proszę pana!
- Zdarza się, chłopie. - powiedział Hagrid i ruszyli dalej.
- Wiesz, Smarkerusie, jak jest się życiowym nieudacznikiem to nawet przepłynięcie łódką przez jezioro jest atrakcją, no nie chłopaki? - zakpił Syriusz
-Nie zwracaj na nich uwagi, Sev. - Mruknęła Lily.
-Na nas nie da się nie zwracać uwagi, moja droga. - Dopowiedział James nadal śmiejąc się na cały głos.
Syriusz ryknął śmiechem i udał, że wyciągnął miecz.
- Bo my zwiemy się Huncwoci! Jesteśmy by bronić... eee... inaczej to szło... A! Wiem! Jesteśmy by psocić i robić figle! Jam jest Łapa. A ty, James?
-Co ty mówisz? Huncwoci, Łapa​​? A co mi tam! Jestem walecznym jeleniem i zwę się Rogacz! - James zanosił się ze śmiechu.
Po słowach Jamesa, Syriusz udał, że pasuje go na rycerza
- Jamesie Potterze, ja Łapa, pasuję Cię na walecznego Rogacza! A Ty Lupinie? Jak Ty się zwiesz? Bo jam jest Łapa, to jest waleczny jeleń... yyy... nazy...wający się Rogacz! Jak Ty się nazywasz?
Remus nieco zaczerwieniał. - Ja mogę być...Lunatykiem. Nie​​ żebym lunatykował, ale chodzi o coś innego... Z resztą nieważne.-Wymusił uśmiech i czekał, aż Łapa zacznie go pasować na rycerza. Syriusz przybrał oficjalną postawę.
- Remusie Lupinie, ja Ciebie chrzczę w imię Łapy i Rogacza na Lunatyka. No, a ty Peter?
-J-ja rycerzem? - zająkał się.
-Ja bym go pasował na Glizdogona! - Podsunął​​ pomysł James.
-J-ja...-Peter dalej próbował coś z siebie wygdaczyć, ale mu się nie udawało więc spojrzał z rezygnowaniem na Syriusza.
- Ja Syriusz Łapa Black pasuję ciebie na Huncwota, Glizdogona! A tak poza tym, dobiliśmy do brzegu. - powiedział, pierwszy wyszedł z łódki (prawie znowu wrzucił Smarkerusa do wody) i udał, że chowa miecz.
James wyskoczył tuż za nim i tak musieli truchtać, żeby dołączyć kroku Hagridowi.
-Jak nie trafię do Gryffa to chyba się zabiję. Muszę, muszę, m​uszę tam trafić! - Rogacz wykrzykiwał na wszystkie strony.
- Ogarnij się! - uspokoił go Łapa, waląc mocno w potylicę.
-Czemu? Nikt mi przecież nie zabroni. Teraz jesteśmy wolni! - Wyrzucił przed siebie ręce na znak, że jest uwolniony.
 -Ogarnij się! - powtórzył - Pajaca z siebie robisz! I jeśli chcesz wyrwać Lily to nie zachowuj się tak - dodał szeptem
James przewrócił oczami i postanowił iść już spokojnie. Deszcz zaczął ich przemakać więc postanowili przyśpieszyć. Tuż przed ich głowami wreszcie pojawił się Hogwart.
-ŁOOOAH! Leps​zy niż na zdjęciach! - Zadziwił się James.
-  Ogarnij się Rogacz, bo już nie będziesz Rogaczem - Syriusz wyszczerzył zęby
-HA, już mnie nim mianowałeś! Będę rycerzem for ever! - Krzyknął żartobliwie i dumnie wydął pierś.
-Wchodźcie już tam chłopcy, bo robicie korek. - Przyśpieszył ich Hagrid, a oni weszli przez wrota zamku.
- Jezus, Maria czemu ja muszę to przeżywać? Nie dość ze mam skrzata domowego co mnie patelnia po głowie leje, to jeszcze przyjaciela imbecyla.
James zaśmiał się głośno i wyszczerzył do niego uśmiech. - W wakacje będziesz za mną tylko tęsknił, założę się. MMM...Czujesz zapach tego...ee...nadziewa​nego kurczaka?
Weszli przez kolejne masywne drzwi. Znaleźli się w Wielkiej Sali. Było tam cudnie. Każdy uczeń wyrzucił z siebie zduszony okrzyk, gdy zobaczyli zamiast zwykłego sufitu sztuczne, ale wyglądające jak prawdziwe ciemne niebo z gwiazdami i księżycem.
- Nie  będę tęsknił, bo się spotkamy. Mmmm.... pychaa.
Nawet nie zauważyli a przed nimi stanęła wysoka kobieta.Uśmiechając się do pierwszoroczniaków.
-Niech to szybko się skończy bo padam z głodu. - Westchnął Lupin.
- Stańcie w kolejce. Jak wyczytam wasze nazwisko, podchodzicie do stołka wkładacie na głowę Tiarę. Kiedy wykrzyknie wasz nowy dom, podejdziecie do danego stołu.